czwartek, 26 września 2013

Pasibrzuch jest głodny!!


  

Do pełnego obrazu ZNISZCZENIA brakuje jeszcze jednego.

Jeśli mieliście kiedyś kota to wiecie jak to jest. Śpi sobie taki sierściuch w drugim końcu domu a gdy tylko wejdziesz do kuchni... On już tam jest.
Tak samo jest z Młodszą.
Wisi na lodówce, drąc się "Am, am, aaaaam!" Bo ten dzieciak nie je. On żre, wpier...nicza, pochłania, łyka, zasysa.

I nie chcę słyszeć:"Co ja bym dała, żeby Moje chciało jeść". Starsza kilka lat żyła powietrzem i mlekiem z butelki, więc wiem co mówię-łatwiej w dziecko coś wmusić niż mu odmówić. Odmówić czegokolwiek mojej Młodszej? Niewykonalne!

Żyjemy w strachu. Jesteśmy terroryzowani!
 Kiedyś Mąż wrócił z pracy z paczką chipsów. Rzuciłam się na niego i własnym ciałem tą paczkę zasłoniłam, warcząc:
- Zwariowałeś?? Jeszcze to zobaczy! Trzeba będzie jej dać i znów będzie miała sraczkę!
Chipsy schowane w kanapie czekały do zaśnięcia Młodej a nawet pół godziny dłużej, tak dla pewności.
To samo tyczy się piwa. Jak mamy ochotę to w kubkach do kawy musimy pić. Kto piwosz, ten wie, że to profanacja:)

W te wakacje byliśmy pod namiotami. Wszyscy od rana z puszką browarka snuli się po obozie. A nam wstyd było, bo Iga, jak mały Rumunek wieszała się ludziom na nodze i wyła "piło, piło". Nawet jej dałam pustą puszkę, żeby sobie ponosiła. Do czasu, aż znajomego odwiedziła (zupełnie prywatnie) pracownica Opieki Społecznej!

Innym razem pojechaliśmy do rodziny. Dom z ogrodem, w ogrodzie krzaczki owocowe. Było już pod koniec sezonu, owoców nie było. Tylko jeden krzak porzeczki uginał się od owoców. Pytam ciotki:
- A ta porzeczka to co? W niełaskę popadła?
- Psiary kwaśne, że nie da się jeść.
Akurat, nie da! 20 minut i Młoda zeżarła wszystko.

Żeby ta małpa jeszcze jadała to, co uchodzi za odpowiednie dla półtorarocznych brzuszków byłoby ok. Ale nie! Ona wszystko musi ekstremalnie. Przysmak? Ludzie nam nie wierzą, póki na własne oczy nie zobaczą. Surowa cebula z keczupem! Ale koniecznie tym "Z piekła rodem". Papryczka chili? Dobra. Musztarda? Pycha! Tabasco? No, może być. Sól z solniczki, cukier z cukiernicy, cytryna - to wszystko trzeba chować.

No i są jeszcze produkty spożywcze typowo dla maluchów. Słoiczki i kaszki. Próbowałam. A jakże.

Słoiczki:
- Sama-sobie-jedz-te-mdłe-rzygowiny-niedobra-matko!

Kaszki?
 Za każdym razem kończyło się wzorkiem na mojej bluzce i maseczką na twarzy (niestety, zmarszczek nie usuwa). Czemu nie robią kaszek o smaku golonki z kapustą?

I jeśli nadal uważacie, że to super, że dziecko chce jeść, to proszę o podpowiedź jak skomponować 12 urozmaiconych posiłków dziennie? 

5 komentarzy:

  1. Moja jeszcze nie wybrzydza...jak jestem w kuchni uczepiona moj nogi..czeka az jej coś skapnie...
    ostatnio lizała cytrynę..no musiałam jej coś dać aby matka mogła swoje ulubione kanapeczki z łosiem pojeść...

    OdpowiedzUsuń
  2. ja tam mam w kichawie, moje muszą wpierniczać to, co w przedszkolu, a po powrocie dostają: oliwki, banany, danio i monte, paprykę, marchewkę, zupkę, makaron na zimno, płatki do mleka bez mleka, mleko do płatków bez płatków, ogórki kiszone, ser w każdej postaci, z oscypkiem i mozzarellą na czele, kiełbasę, kabanosy, pasztet, itd. wszystko gotowe, byle w łapę i wio. próbowałaś się nie napinać i kupować produktu podzielne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, pytanie o 12 posiłkow to taki żart miał byc. Nie napinam się, luz mam taki, że nawet uznaje zasuszoną biedronkę wygrzebaną spod kanapy za podwieczorek.

      Usuń
    2. Synku...co jesz?..Mięsko...a skąd masz?..Przypezło :)))

      Usuń
    3. cholera, muszę wyglądać po piśmie na sztywniarę...

      Usuń