poniedziałek, 30 września 2013

Dzień chłopaka.

    

    

Jedna z "moich" ciążarówek się rozładowała!
Witaj, mała Haniu!

Dziś Dzień Chłopaka.

Mam w domu jednego. Tyle, że to nie chłopak, to mężczyzna jest. Nie taki w kowbojskim kapeluszu i trawką w zębach, ale taki najprawdziwszy, najlepszy. I jest mój! Już prawie dziesięć lat. Jest jak jednorożec, graal i wygrana w totka. Taki co kocha i wybacza, że nie jestem idealna. I w chorobie wesprze i po operacji w szpitalu umyje. I taki co przytulając swoje dwie córeczki powie, że teraz to jestem trzecią kobietą w jego życiu. I bez uszczerbku na swojej męskości śmieci wyniesie, odkurzy, poprasuje i okna umyje. O! Taki jest! I jest przyjacielem moim najlepszym, sumieniem i motywacją do życia. On jest tym lepszym w naszym małżeństwie. Ja Mu zapominam mówić, że gdyby nie On to już nikt inny, że jak się spóźnia do domu to stoję w oknie ze strachu wariując, że tylko przy Nim i tylko z Nim moje życie ma sens. Zamiast tego nawrzeszczę, że o mleku zapomniał. No zapomniał, ale co z tego, skoro o tym, że nas kocha zawsze pamięta?
Taki ideał mi się trafił!

Ale, tak asekuracyjnie, żeby tabunów kobiet spragnionych ideału uniknąć, trochę dziegciu do tego miodu dodam:) Miały być same "ochy" i "achy" ale wkurzył mnie dzisiaj i wczoraj i przedwczoraj i przedprzed też.

Myśli sobie taki, że jak poszedł na grzyby (pierwszy raz w życiu!) to już wszystko wie w tym temacie. No, słowo daję, instynkt macierzyński we mnie obudził jak patrzyłam jak nawleka grzybki na nitkę żeby jej ususzyć. I On je ususzy, w zalewie zrobi i jeszcze na sosik zostanie...tylko, że tych grzybków to nazbierał ok 30 sztuk!

Chciałoby się rzec, że Chłop jaki jest każdy widzi. A w tym przypadku to niezbyt widać a jeszcze mniej słychać. Bo ten mój Chłop to głównie monosylabami się komunikuje. No chyba, że o piłkę nożną zapytasz, wtedy to potoki słów:)

I romantyczny jest jak lej po bombie!
 Przykład:
JA: Czemu my, kochanie, nigdy sobie wieczorem przy świecach, romantycznej muzyce i kieliszku wina nie posiedzimy i tak o życiu i o nas nie porozmawiamy?
On: Kochanie, bo ja przecież wina nie lubię.
......No!

I w kwestii zamiłowania do remontów i dekorowania mieszkania niezbyt się dobraliśmy. Ja bym mogła ciągle, on cierpi jak tylko usłyszy o "małym przemeblowaniu". I kolory tylko trzy rozróżnia: fajny, chujowy i pedalski!
 Kolejny przykład:
Ja: ....ten dom, co go na te dwa odcienie pomalowali, pamiętasz? Ten seledynowo-oliwkowy?
On: Mówisz o tym zielono-zielonym?
Ale różowy to zna! I szczerze nienawidzi! Tak bardzo, że jak ma Starszą rano do szkoły ubrać, to nigdy nie wie w co, bo różowych ciuchów kijem nie tknie a innych Ona póki co nie uznaje.

I kupka małej dziewczynki Mu śmierdzi. A jak bąki puszcza, że kwiatki więdną, to ok. I jak beknie, że tsunami na drugim końcu świata, też ok. I jak drze się z kibelka:" Papieru nie ma!!!".

Jeeezuuu! Jak ja kocham Tego Faceta!:)))))

I koni się boi, baaardzo:) Za to łabądki lubi.
Ten obrazek na górze to dla Ciebie, Kochanie:)
Wszystkiego Najlepszego......

piątek, 27 września 2013

Cytaty cynią cłowieka ocytanym.


    


Drogi Pomysłodawco książeczek-z-obrazkami-na-różne-tematy-dla-dzieci.

Zdając sobie sprawę z faktu, iż na "Litwo, ojczyzno moja" i "być albo nie być" jest jeszcze za wcześnie a jednocześnie wiedząc, że mali ludzie czerpią wiedzę z książek i otaczającego je świata dbam o edukację córki odkąd zaczęła kumać co nieco. Jesień paskudna i przeziębienie ograniczają czerpanie  z otoczenia, więc zostaje na lektura. Posiadam Wasze książeczki, sztuk kilkanaście i "czytam je" kilka razy na godzinę. Nie do końca z własnej woli, ale to chyba Pana nie obchodzi.
Skoro już z spędzam nad nimi tyle czasu postanowiłam podzielić się kilkoma spostrzeżeniami i wtrącić parę uwag.

Po pierwsze: ja rozumiem, że one są takie twarde i grube aby utrudnić ich konsumpcję oraz przerobienie na confetti ale czy zastanawiał się ktoś od Was nad tym jak cholernie boli oberwanie taką cegłą w piszczel albo kość policzkową...oczodołową, czy jak tam ona się fachowo nazywa?? Pewnie nikt nie robił takich badań, więc spieszę z odpowiedzią: Boli jak cholera! No ale ok, moja wina. Muszę poćwiczyć uniki i popracować nad refleksem a przede wszystkim nigdy więcej nie próbować odmawiać dziecku rządnemu wiedzy, które w dodatku umie zawalczyć o to czego chce.

Do większości Waszych pomysłów się nie czepiam. Pokończyło się szkoły to się trochę wie. "Kolory", "części ciała", "ubrania" są spoko. Łatwizna, ja wiem co gadam, dziecko rozumie. No, może jeszcze nie całkiem ale się uśmiecha. "Owoce" jakoś ujdą - dla Młodej i tak wszystko to banan albo jabłko. Mam pewien kłopot z "Warzywami". Po jaki grzyb jest tam bakłażan? Córka się drze "am, am". Skąd ja jej bakłażana wytrzasnę. Nie wiem czy sama kiedykolwiek to jadłam? Można by to zamienić np. na włoszczyznę? Taką gumką recepturką obwiązaną? To mam w lodówce.

Przechodzimy do nieco bardziej skomplikowanych kwestii. Zwierzęta. W tej materii chodzi przede wszystkim o to by naśladować odgłosy jakie te zwierzątka wydają, tak? To niech mi Pan, Panie kochany podpowie (bo moja wiedza szkolna tu zawiodła) jak robi ślimak??
"Zwierzęta domowe" są spoko, te gospodarskie nie zaskakują (koko, meee, chrum-chrum) poza ostatnią stroną! Tam jest Pan Rolnik! Jak robi Rolnik? " O żesz kurwa ale żem się wczoraj w Remizie nawalił"?? Nie powiem tak dziecku, gardzę stereotypami! No, coś wymyślę, choćby: " O, moje kochane krówki, chodźmy na pastwisko!".
Najgorzej mi idzie z "Pojazdami" i "Dzikimi zwierzętami". Chociaż nie, w "Pojazdach" stronę z rakietą kosmiczną po prostu omijam:). Ale te dzikie zwierzaki! No niby byłam kiedyś w ZOO i mam kablówkę z kanałami przyrodniczymi i nawet z kilkoma zwierzętami sobie radzę: słoń wychodzi mi nieźle, wąż i małpa też. Ale, kurde: kameleon, nosorożec, rekin! Serio??? Kto wpadł na taki pomysł?

Chciałabym prosić o drugie, nieco łatwiejsze wydanie Waszych książeczek. Matki i tak mają pod górkę, nie trzeba im utrudniać jeszcze tego, co powinno być przyjemnością i relaksem. Zwłaszcza jak Matka ma dziecko niecierpliwe i ciut agresywne. Bo ja muszę naprawdę szybko podawać prawidłowe odpowiedzi, żeby nie dostać książką w któreś z miejsc co czynią prąd lub nie doprowadzić do wybuchu trudnej do opanowania histerii.

Z poważaniem,
Znerwicowana Matka.

Mam jeszcze jedno pytanie. Nie do tego złośliwego Pana ale do Was, czytających.
Od jakiegoś czasu w zakamarkach moich zwojów w mózgu, w zakładce "Zupełnie Nie Przydatne Do Codziennego Życia" zagnieździło się pewne pytanie.
Jak brzmi zdrobnienie słowa "Nosorożec"?
Nosorożczyk?
Nosorożunio?
No jak?

czwartek, 26 września 2013

Pasibrzuch jest głodny!!


  

Do pełnego obrazu ZNISZCZENIA brakuje jeszcze jednego.

Jeśli mieliście kiedyś kota to wiecie jak to jest. Śpi sobie taki sierściuch w drugim końcu domu a gdy tylko wejdziesz do kuchni... On już tam jest.
Tak samo jest z Młodszą.
Wisi na lodówce, drąc się "Am, am, aaaaam!" Bo ten dzieciak nie je. On żre, wpier...nicza, pochłania, łyka, zasysa.

I nie chcę słyszeć:"Co ja bym dała, żeby Moje chciało jeść". Starsza kilka lat żyła powietrzem i mlekiem z butelki, więc wiem co mówię-łatwiej w dziecko coś wmusić niż mu odmówić. Odmówić czegokolwiek mojej Młodszej? Niewykonalne!

Żyjemy w strachu. Jesteśmy terroryzowani!
 Kiedyś Mąż wrócił z pracy z paczką chipsów. Rzuciłam się na niego i własnym ciałem tą paczkę zasłoniłam, warcząc:
- Zwariowałeś?? Jeszcze to zobaczy! Trzeba będzie jej dać i znów będzie miała sraczkę!
Chipsy schowane w kanapie czekały do zaśnięcia Młodej a nawet pół godziny dłużej, tak dla pewności.
To samo tyczy się piwa. Jak mamy ochotę to w kubkach do kawy musimy pić. Kto piwosz, ten wie, że to profanacja:)

W te wakacje byliśmy pod namiotami. Wszyscy od rana z puszką browarka snuli się po obozie. A nam wstyd było, bo Iga, jak mały Rumunek wieszała się ludziom na nodze i wyła "piło, piło". Nawet jej dałam pustą puszkę, żeby sobie ponosiła. Do czasu, aż znajomego odwiedziła (zupełnie prywatnie) pracownica Opieki Społecznej!

Innym razem pojechaliśmy do rodziny. Dom z ogrodem, w ogrodzie krzaczki owocowe. Było już pod koniec sezonu, owoców nie było. Tylko jeden krzak porzeczki uginał się od owoców. Pytam ciotki:
- A ta porzeczka to co? W niełaskę popadła?
- Psiary kwaśne, że nie da się jeść.
Akurat, nie da! 20 minut i Młoda zeżarła wszystko.

Żeby ta małpa jeszcze jadała to, co uchodzi za odpowiednie dla półtorarocznych brzuszków byłoby ok. Ale nie! Ona wszystko musi ekstremalnie. Przysmak? Ludzie nam nie wierzą, póki na własne oczy nie zobaczą. Surowa cebula z keczupem! Ale koniecznie tym "Z piekła rodem". Papryczka chili? Dobra. Musztarda? Pycha! Tabasco? No, może być. Sól z solniczki, cukier z cukiernicy, cytryna - to wszystko trzeba chować.

No i są jeszcze produkty spożywcze typowo dla maluchów. Słoiczki i kaszki. Próbowałam. A jakże.

Słoiczki:
- Sama-sobie-jedz-te-mdłe-rzygowiny-niedobra-matko!

Kaszki?
 Za każdym razem kończyło się wzorkiem na mojej bluzce i maseczką na twarzy (niestety, zmarszczek nie usuwa). Czemu nie robią kaszek o smaku golonki z kapustą?

I jeśli nadal uważacie, że to super, że dziecko chce jeść, to proszę o podpowiedź jak skomponować 12 urozmaiconych posiłków dziennie? 

środa, 25 września 2013

Mama Leniwiec.



  
 

Miałam milczeć ze strachu przed Klątwą Pochwalną.
Zaryzykuję, bo chcę się pochwalić:)

Już prawie nie kaszlę. Dzieci zdrowe. Iga znów przesypia noce a Gaba poszła do szkoły.

I mam od rana wywalone na wszystko. Ignoruję stada dzikich kurzo-kotów grasujących po podłodze, to że w zlewie powstała nowa cywilizacja i że góra prania osiągnęła już granicę wiecznego śniegu. Młoda tworzy freski na ścianie a ja siedzę sobie z laptopem i drugim kubkiem kawy.
 Czuję coś....powraca wspomnienie....mam na końcu języka.....Wiem- to NUDA! Ale super!:)

I z tej nudy powstał dość podły plan.
Ustawię sobie w "graniu na czekanie" melodię z Dziecka Rosemary i puszczę "strzałkę" ciężarnej siostrze.
Zuuułooo!!!!!!!!!!


I coś z cyklu Gabrysia Mówi:

Wychodziłyśmy z domu. Czekało nas tournee po sklepach.
G: Mogę wziąć hulajnogę? Albo lepiej rower. Jestem strasznie zmęczona a na rowerze się siedzi to sobie odpocznę.

......

poniedziałek, 23 września 2013

One mnie wpędzą do grobu!

  
 

Wielki huk a potem wrzask.
 Lecę do kuchni.
 Krzesło przewrócone, na kaflach leży I.
 Cała buzia, biały bodziak i rączki we krwi.
 Zaczęłam się drzeć jak opętana, chwyciłam Małą na ręce, chciałam pędzić do szpitala, gdy nagle zorientowałam się, że ta mała cholera, zanim zleciała z krzesła zeżarła pół słoika......
koncentratu pomidorowego!

Jeszcze się trzęsę, osiwiałam i zdaje się, że miałam ze dwa zawały serca.

Potrzebuję drinka:)

Lepsza córcia.


     

Tak mnie wczoraj na miłość wzięło, że od rana zagadywałam do Młodszej:
 - Kochasz mamę?
- Taa.
- A przytulisz?
- Taa.
I się tuliła i buziaczki-śliniaczki dawała.

Starsza w tym czasie siedziała w swoim pokoju zajęta "bardzo ważnymi sprawami". W pewnym momencie zawołała siostrę, bo miała "sprawę". Usłyszałam tylko skrawek rozmowy:
G: - ....i jak mama......to powiesz NIE, ok? No to poćwiczmy. Powiedz NIE.
I: - Neee.
G: - Super! Jeszcze raz.
I: - Neee.
No dobra, bawią się. Chwila spokoju, nie wnikałam o co chodzi.

Trochę później znowu zagaduje Młodą:
- Kochasz mamę?
- Neee.
- Jak to? A przytulisz się?
- Neee.

Nagle, na moich kolanach zmaterializowała się Starsza:
- Widzisz? Ona Cię nie kocha, a ja baardzo, baardzo! Jestem lepszą córcią!

Jestem pewna, że to dziewczę da sobie radę w życiu:)



niedziela, 22 września 2013

I stanie się Miłość.

       
         

 Często psioczę, że zostawię w oknie życia, wyślę do żłobka z internatem, zaduszę poduszką albo zamknę w szafie. Nieprawda. Oddychać bez nich nie mogę, muszę mieć ciągle przy sobie.

Wpis powstaje pod wpływem słów jednej z mam, która tak pięknie o miłości umie.Ja mam z tym problemy, ja nie z tych co mówią:" Mój dziubasek-słodziasek wstał dzisiaj swoją śliczniusią, pulchniutką lewą nóżeczką i cały dzionek był nie w sosiku". Ode mnie prędzej usłyszycie, że mnie "dzieć wkurwia od rana".

Mam blisko siebie kilka ciążarówek, urodzą swoje pierwsze  dzieci. A ja durna, bezmyślna matka dwójki roztaczam przed nimi czarne wizje:
- Ale będziecie miały przejebane, jak w Ruskim czołgu! Horror, koszmar i wszystkie kręgi Piekła. Już nigdy się nie wyśpicie, nie zjecie w spokoju i w ogóle dno i bąbelki!! No, tak do końca to nie kłamię, prawda? Niech wiedzą co je czeka:) Tylko, że często, zbyt często, zapominam im opowiedzieć o czymś jeszcze.

Moje kochane! Faktem jest, że pierwsze tygodnie będą obłędem jakimś, i że później też będzie ciężko. Wściekać się będzie, że chwili dla siebie nie macie i że czemu Ono tak długo śpi, bo już tęsknicie. I będzie strach paraliżujący i radość czysta. I zmęczenie i siła, że góry przenosić. Żal za dawnym życiem i myśli, że wcześniej to jakoś bez sensu było. I zostaw mnie w spokoju i choć się przytul maluszku. Chwile, że wszystkiego będziecie żałować i chwile, że zapragniecie więcej. I w takim kalejdoskopie będziecie odtąd żyć. I, wiecie co? To takie piękne życie będzie. Poznacie TAJEMNICĘ. Że istnieje  miłość, której istnienia nawet podejrzewałyście. Miłość tak ogromna, że aż boli. Wypełni Was i przelewać się będzie. I zostanie z Wami na zawsze. Bo Wy się taką Miłością staniecie. Staniecie się Mamą.

Kochane, trzymajcie się ciepło i do zobaczenia po drugiej stronie barykady;)

I jeszcze dla Was moja rozmowa z tatą. Byłam wtedy w ósmym miesiącu pierwszej ciąży.

- Wiesz tato, potwornie się boję. Tego, że wszystko się zmieni i to tak na zawsze. Nic już nie będzie jak dawniej...
Tata pogłaskał mnie po brzuchu, potem po policzku i powiedział:
- Kochanie, ale ty już nigdy nie będziesz chciała, żeby było jak dawniej.

Miał rację....:)
Idę przytulić dzieci:)

piątek, 20 września 2013

Cuda nie istnieją:(




Doszły mnie słuchy, że po przeczytaniu poprzedniego posta część Mam zaczęła walić głową w klawiaturę oraz topić żal i zazdrość w alkoholu bo nie mają takich dzieci. Spieszę z pocieszeniem: Ja też nie mam! Zazwyczaj to wygląda tak:
- Gaba, jak zaraz nie posprzątasz to ci powywalam zabawki, nie pójdziesz na dwór, wyłączę bajki, nie dam nic słodkiego!!!!

Że co? Że to niepedagogiczne? Gówno prawda! Szantaż jako metoda wychowawcza sprawdza się doskonale:)

A wydarzenia dzisiejszego poranka mają charakter epizodyczny. I jako, że córka jest chora mogły być spowodowane:
a) stanem podgorączkowym,
b) niedotlenieniem (siedzi w domu), lub
c) wysmarkaniem kawałka mózgu.

Ja! Ja! Mogę ja? Znam odpowiedź! To b).
Poszły dziewczyny z tatą na krótki spacer, przewietrzyć się. Jakiś czas później poprosiłam Starszą:
- Sprzątnijmy tu raz-dwa. Wynieś krzesło do kuchni.
- Później, oglądam bajkę. Poza tym ty przyniosłaś krzesło, to sama je wynieś.....

To tyle w temacie cudów....;(
Czujecie się pocieszone?

Cud się stał pewnego razu...:)



Myślałam, że śnie! Ale nie! Szczypałam się i szczęka mnie boli, po tym jak pizgła o podłogę. Własnym uszom nie wierzyłam. Może stał się CUD? Może UFO robi eksperymenty? Albo był jakiś wybuch na Słońcu?
Starsza, CHAOS nieokiełznany, siedząc przed telewizorem, stwierdziła:

-Eee, widziałam już tą bajkę. Idę posprzątać w moim pokoju.

Błagam, niech to trwa!


Dalej konam w chorobie, ale Mąż wczoraj tak się przeraził, że na dzisiaj wziął wolne:)

czwartek, 19 września 2013

Narodziny obłędu.



https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTBw-51608LP-J4Ag_ZVMFAK4ucHYf5FLKIfxRw7foEm8Praglbqw

-Mamoo! Zabierz I. z mojego pokoju! Mamoo, ona niszczy mi zabawki a Ty sobie leżysz!
-O rzesz ty niewdzięczna gówniaro! Ja nie leżę tylko zwijam się z bólu i próbuje nie wyrzygać płuc razem z resztą wnętrzności. Mam zapalenie oskrzeli!
Tak było ok. 8.15.

Dziewczynki też są chore, rzężą jak stare Trabanty a z nosów wydobywa się takie coś, czego opisu nawet się nie podejmę. Po śniadaniu i pierwszej turze czyszczenie nosów, podawania syropków, oklepywania, dopadła mnie migrena. Taka porządna, ze światło- i dźwiękowstrętem. I nudnościami. Do tego gorączka i ataki kaszlu. Zajebiście się zapowiada.

Umierałam właśnie na kanapie gdy po pokoju zaczęła biegać(fruwać) starsza w stroju wróżki a młodsza zabrała się za mazanie po moich białych meblach pisakami. Grzecznie:) poprosiłam o spokój.
- Oj biedna mamusia, boli Cię głowa? To ja Ci pośpiewam, żebyś poczuła się lepiej.
No tak, Twoje wrzaski to z pewnością jest to czego mi teraz potrzeba! Tylko tak pomyślałam.
-Dziękuję kochanie. Tylko...trochę...ciszej..- a tak powiedziałam.
Gdy CHAOS śpiewał i wirował ZNISZCZENIE jeździło autkiem po mieszkaniu(autko gra, śpiewa, trąbi).
Tak było ok. 10.00.

Potem było co następuje: wycieranie nosów, przewijanie pieluch, robienie herbatek z miodem, rozstawianie sprzętu do malowania farbami, robienie kanapeczek, mycie ścian z plam po farbach, wycieranie herbatki z podłogi, zabawa ciastoliną, próby namówienia na inhalację (Młoda panicznie się boi, Starsza uważa to za stratę czasu), wydłubywanie ciastoliny z otworów ciała, zakraplanie, oklepywanie, zdejmowanie ze stołu, parapetu, szafki.
Młoda odmówiła spania, za to zasiadła na moim biodrze i zejść nie chciała.
Tak było po 13.00.

I wtedy wpadłam na genialny plan. Młoda boi się inhalatora, tak? Nie chce się ode mnie odkleić, tak? No to Cię przechytrzę ty mały terrorysto! Z inhalatorem pod pachą spędziłam następne godziny. I. bała się do mnie podejść. Zrobiłam obiad, byłam (sama!) siku, chwilę poleżałam. Ale potrzeba bliskości w końcu zwyciężyła i Młoda polubiła inhalator. Nie na tyle, żeby przyłożyć maseczkę do buzi, ale na tyle, żeby udawać, że to piesek i ciągać go za kabel po domu. I nadal nie chciała spać! I znów chciała "na rączki".
 A starsza niestrudzenie zadawała dwa pytania. Ja na nie odpowiadałam. "Nie, nadal nie mamy nic słodkiego w domu" i "Tak, musisz zjeść obiad".
I wycierałam, przebierałam, podawałam, zdejmowałam.
Było po 15. A może przed 16.

Następnie, choć głowy nie daję, że to się naprawdę wydarzyło, zaliczyłyśmy kilka ataków histerii (mojej), znów coś sprzątałam, chyba to było płuco. Albo nerka. Powtarzałam w kółko: Nie wolno, zostaw, zejdź, nie wolno, zostaw, zejdź, nie wolno.... Jak przez mgłę widzę siebie pod stołem w pozycji embrionalnej, z kciukiem w buzi. Może tą wizję podsunął mi wymęczony gorączką umysł, a może nie....

Pamiętam jeszcze, że po 17 wrócił Mąż.
 Wypełzłam spod stołu wyciągając do niego ręce i tocząc pianę z pyska, błagałam:
- Zabierz je ode mnie, bo coś im zrobię.
Chyba mi uwierzył. wziął je na ręce i wycofując się pomalutku, szeptał do nich:
- Chodźcie, tu nie jest bezpiecznie....

Wróciłam pod stół....

wtorek, 17 września 2013

Plany na przyszłość.

 

Siedzi Starsza przy stole. Nic nie mówi(!!!), tylko grzebie widelcem w obiedzie. Zaczęłam się dopytywać:
- Co Ci? Boli Cię coś? Stało się coś?
- Ach, mamo, wiem, że miałam w przyszłości być tancerką albo piosenkarką ale ja chyba chciałabym zostać Księżniczką Wróżek...

No super plan, tylko gdzie ja znajdę podstawówkę o takim profilu?? W Nibylandii?


Zaczęłam się zastanawiać kim zostanie Młodsza?

Piątym Jeźdźcem Apokalipsy?;)

niedziela, 15 września 2013

Guupia gra!


  

Zniszczenie od urodzenia lubi pewną grę. Gra ma roboczy tytuł:"Ja drę japę, ty zgadujesz czemu". I. ją uwielbia, gramy kilka razy dziennie! Za to ja jej nie cierpię. Nie ma do niej instrukcji i bardzo rzadko wygrywam. Po niemal półtora roku wiem tylko, że jak nie zgadnę w dziesięciu próbach wchodzimy na kolejny level, gdzie ona drze się głośniej a odpowiedzi są trudniejsze.

Mnóstwo razy tłumaczyłam, błagałam:
- Gry muszą mieć zasady. Lub chociaż wskazówki dla gracza. Np. umówmy się, że:
a) Sam płacz-chodzi o coś do jedzenia,
b) Tupanie-zabawka,
c) płacz z tupaniem-zabawa jedzeniem,
d) Gile z lewej dziurki-boli brzuch,
e) z prawej-zęby.

Próbowałam też namówić Młodą na inne gry, łatwiejsze, jak brydż albo szachy.
Ona jednak woli swoją. I koniecznie muszę grać z nią, bo to gra minimum dla dwojga. No nie powiem, czasem się stawiam, sama tupie nogą i też płaczę, że "Ja się tak nie bawię! O-szu-ku-jesz! Jesteś u Pani!". Ale to jedynie sprawia, że wchodzimy na kolejne poziomy. A tam są lochy, trole i leje się krew.

Dzisiaj osiągnęłyśmy poziom Extra Hard!

sobota, 14 września 2013

Dlaczego? Po co?

   


Miałam o tym nie wspominać.
Zapomnieć.
Udać, że się nie dowiedziałam.
Ale nie mogę....

Od dawna już wiem, że Świat nie jest czarno-biały, że to tylko różne odcienie szarości. Bardzo się staram nie być radykalna, nie ferować wyroków. Nie mówić: "On powinien". "Jak ona mogła". "Musi". "Nie może". "Ja to bym nigdy". "Ja na pewno". Ale nie dziś! Nie dziś!

Bo jakim trzeba być, kurwa, jełopem, żeby założyć na Facebooku konto swojemu dziecku, które umarło w trakcie porodu!?

.....?

piątek, 13 września 2013

Tęczowa depresja.



Czy to zwykła chandra czy już depresja?
 Nic dzisiaj nie zrobiłam. Snułam się w piżamie z kąta w kąt popłakując  co chwilę. I o ile nie wiem co to, to wiem dlaczego. Podpowiedziała mi nasza Spółdzielnia Mieszkaniowa napełniając wodą grzejniki.
IDZIE kurwa JESIEŃ !!!!
Nie lubię jak idzie jesień, wolę jak idzie lato!

Za to Starsza jest przeszczęśliwa. Dzisiaj była pierwszy dzień w nowej grupie. Na pytanie "Jak było?" na jednym oddechu oznajmiła, że było:
- Super-Extra-Extremalnie-Fajnie, niegodziwie cudownie i w ogóle wielkie łał! Dziękuje, że mnie tam przepiasałaś.  Jesteś najlepsza mamą na caaaałym Świecie!

Przez chwilę miałam w sercu maj.

A Młodsza nażarła się kredek. Jutro będzie srała tęczą. Mój Świat znów nabierze barw:)

Z nimi nie da się mieć depresji.......

;)

Co się zmieniło?

Coś jest nie tak. Coś się zmieniło. Tylko czemu? Jak i kiedy? Ja się zmieniłam?
Przepisałam Straszą(Chaos) do innej grupy. W "zerówce"! Cholera, nic takiego. I wszystko przemawiało na plus. Super Pani, przyjaciółki z przedszkola.
Decyzja przemyślana, przegadana: z mężem, mamą, z kumpelami.
Czemu więc spać nie mogę ani myśleć o niczym innym? Tylko jeść nadal mogę, bo ja zawsze mogę. Zazdroszczę tym, co w stresie nie mogą.
Czyżby lata przesiedziane w domu z dziećmi, z przerwą na bezrobocie i chwilą na chorowanie tak mnie zmieniły? Czy dylemat: ziemniaki czy ryż to szczyt moich możliwości? Fuck, nie podoba mi się ta myśl. Ale od jakiegoś czasu to przeczuwałam. Plac zabaw, sklep osiedlowy i dom to moja strefa komfortu, dalej już nie. Kiedyś było inaczej. Zupełnie inaczej. To wina dzieci czy moja? Muszę to przemyśleć, coś z tym zrobić. Tylko jak, skoro podejmowanie decyzji tak mnie przeraża? Chcę i się boję. Przyczyna i skutek jednocześnie. Kiedyś było inaczej.....zupełnie inaczej.......coś jest nie tak......bardzo nie tak....

środa, 11 września 2013

Zszargane nerwy...

Poszliśmy na spacer. Starsza na rowerze. Spadł łańcuch, wjechała w psią kupę, spadła kilka razy-słowem, było tak sobie. Wchodzimy do domu:
G: A kto się zajmie moim rowerem?
Mąż (zły i bliski obłędu): A kto się zajmie moimi zszarganymi nerwami???
G (po chwili namysłu): No, w sumie, ja mogę się nimi zająć, bylebyś Ty zajął się moim rowerem....

Byłam pewna,że ją zagryzie;)

Apel o pomoc!





Mam wspaniałe dzieci! Takie towarzyskie! Chorują ze mną!!!Grrr

Ale ja nie o tym. Przyznaję, kampanie społeczne na mnie działają. W sumie nic dziwnego, ktoś zarabia grubą forsę, żeby tak właśnie było, nie? Hasło "Kocham, nie biję" wryło się we mnie bardzo głęboko, na szczęście dla córek:)) Nie żeby mnie czasem nie korciło, ale nigdy tego nie robie, bo wyszłoby na to, że nie kocham. A tej myśli bym nie zniosła.
I tak sobie pomyślałam, że skoro ja taka podatna jestem to może ktoś, kto się na tym zna, zrobiłby tak specjalnie dla mnie, kampanie o czekoladzie? Żebym już nigdy na nią nie spojrzała! I nie mówię o faktach typu:"Od czekolady rośnie dupa." Tyle to wiem i widzę! Fakty na mnie nie działają, potrzebuję emocji. Wodospadów emocji. Mogą się w tej kampanii pojawić małe dzieci i puchate zwierzątka. Albo niech to będą zdjęcia fabryk (koniecznie czarno-białe) z dymiącymi kominami, rzekami spływającymi krwią i posępnym głosem lektora w tle. I niech ten głos mówi coś w rodzaju: "Człowieku! Jak możesz jeść czekoladę? Przecież to Ją boli!" albo "Czy wiesz ile bezbronnych czekoladek musiało zginąć aby mogła powstać ta oto tabliczka???" Może wtedy te pyszności mi zbrzydną....Proszę, bardzo proszę.
Dla dobra mojej dupy. I bioder. I talii.


wtorek, 10 września 2013

Inauguracja sezonu....

.....grypowego.





Gardło mnie piecze!
Jęzor mnie pali!
A kiszki marsza grają
   w oddali.
Łeb coś mi ściska-
Obręcz ze stali?
Wigoru brak mi
i siły woli.
Wszystko
mnie boli!!!*

Jak moje dzieci chorują to zajmuje się nimi ich mama.
A kto się zajmie mną?
Moja mam obecnie zajmuje się swoją mamą.
Tyle mam a znikąd pomocy....:(

*Z książki dla dzieci "O ja cię! Smok w krawacie". Najfajniejsza książka ever!

poniedziałek, 9 września 2013

Instynkt samozachowawczy.

Nie ja wysnułam tą teorie ale od lat uważam ją za swoją.
Matka Natura wie co robi. Dała dzieciom instynkt samozachowawczy. Zwłaszcza tym co są wyjątkowo upierd.... absorbujące i tym, co ich matki nie mają zbyt dużo cierpliwości. Taki, obdarzony instynktem dzieć idąc spać o 5 rano po nocce spędzonej na popisach wokalnych myśli sobie:" Cholercia, chyba przesadziłem". I jak taki dzieć wstaje wyspany o 7.05 to zaczyna przedstawienie: uroczo się uśmiecha, tuli do mamy, drzemkę sobie utnie dłuższą niż zwykle a na dodatek po raz pierwszy powie "mamunia". I taka mamunia się wzruszy, jeszcze raz rozważy ucieczkę do innego miasta i da potomkowi drugą szansę. Bo głupia jest i nie ma instynktu samozachowawczego. Ma tylko taki macierzyński. A instynkt dziecka podpowiedział mu, że jak nie będzie słodki cały dzień to kolejnej nocy może nie przeżyć, tylko zostać zaduszony własną podusią przez ledwo żywą matkę, ledwo żywego ojca albo ledwo żywych sąsiadów.

Matka Natura to przebiegła suka....

sobota, 7 września 2013

Łyk inspiracji

Starsza się  jednak nie wyprowadziła, postanowiła dać nam jeszcze jedną szansę. A Mąż, licząc chyba na moją wieczorną wdzięczność postanowił zrobić mi prezent. Wsadził CHAOS na rower, ZNISZCZENIE do wózka i poszli do mamy, zapowiadając, że wrócą na wieczorne obrzędy a ja w tym czasie mogę robić Co-Tylko-Zechce! Hmm, kiedyś miałam jakieś hobby, ale już nie pamiętam. Co mi zostaje? Sprzątanie:)
Siostra moja uważa, że mam w domu nieziemski burdel. Ona nie ma dzieci, więc Jej zdanie się nie liczy.A burdel mam najzwyklejszy, taki zrobiony przez dwie dziewczynki+rodzice w ciągu tygodnia. Chociaż nie powiem, czasem zaglądam do albumu ze zdjęciami żeby przypomnieć sobie jaki kolor mają nasze panele.
Zaczęłam od kuchni i tak z czystej ciekawości zajrzałam do lodówki. A tam one! Dwie, brązowe, zimniutkie, z podobizną chronionego zwierza na etykiecie, butelki piwa!!! Z wczoraj zostały, bo  mąż stwierdził, że jak ma mecz Reprezentacji do końca obejrzeć to mu trza czegoś mocniejszego. I ta butelka zaczęła do mnie przemawiać. Łagodnie, jak Matka. "Zobacz ile masz roboty, łyk inspiracji Ci się przyda". Twardy argument, nie ma co, trzeba wypić. Pod koniec butelki nie mogłam własnym oczom uwierzyć ile i jak ładnie posprzątałam. Perfekcyjnej Pani Domu z zazdrości rękawiczka by spadła. I tak sobie pomyślałam,że jak po jednym tyle zrobiłam to czego dokonam po dwóch??
Otóż NIC! Drugie mnie powaliło, zmuliło i zneutralizowało wszelkie potrzeby. Trudno, porządki dokończę jutro, o kurz nikt się nie potknie. A teraz idę spać. Odpowiedzialna wszak Matka ze mnie. Boję się, że dzieci wieczorem potopię....albo z kąpielą wyleję....albo coś....Dobranoc:)

Starsza się wyprowadza :)

Leży starsza na plecach z książką w twardej oprawce nad głową. Ostrzegam ją:
- Gaba, zyliard razy już Ci tak książka na nos spadła a ty płakałaś.
- Teraz nie spadnie. I jeb!!! Książka na nos, nos puchnie, córka w ryk a my z mężem w śmiech. No bo przecież dopiero co było mówione. Córka się wściekła, ona w ogóle taka wrażliwa na swoim punkcie jest.
- Czemu się śmiejecie? Myślicie, że ja tak na żarty płaczę?? Jak zaraz nie przestaniecie to się wyprowadzam!
Myślałam, że przynajmniej do burzy hormonalnej takich deklaracji od niej nie usłyszę ale cóż- darowanemu koniowi...lecę ją pakować zanim się rozmyśli:)

piątek, 6 września 2013

Zniszczenie



CHAOS ma siostrę. Zwie się ZNISZCZENIE. ZNISZCZENIE ma 1 rok 4 miesiące i 13 dni. Ma loczki koloru blond, błękitne oczy na pół twarzy i uroczy uśmiech. Niech to nikogo nie zmyli. Ma też osobowość średniowiecznego tarana i walca drogowego. Opanowanie słów "Daj" i "Nie" gwarantuje jej przeżycie w świecie starszych i większych. Lubi się bawić w bycie tornadem, trąbą powietrzną i tsunami. ZNISZCZENIE nie sypie. Ucina sobie drzemki. Dni spędza na prawym biodrze mamy, przez co mama ma widoczną gołym okiem wadę postawy. A nade wszystko lubi się drzeć! Nie płakać. Nie kwilić, tylko drzeć japę. O wszystko, o cokolwiek, z powodu i bez. Dziecko jest zdrowe, po przeglądzie-krew, mocz, kał, usg jamy brzusznej ok. Egzorcyzmów jedynie nie próbowałam. Żeby nie być gołosłowną-przykład z wczoraj. Już nie wiem od czego się zaczęło ale nagle zaczęła jej przeszkadzać ściana(!) w dużym pokoju. Stała na środku pokoju(córka, nie ściana), tupiąc, drąc mordkę i pokazując palcem gołą ścianę. Ewidentnie jej tam nie chciała. Na początku się śmiałam, bo głupiutkie takie, ściana jak ściana. Po 10 minutach idąc za radą Superniani zaczęłam ignorować wrzask i to, że mieszanka łez, gilów i śliny kapie na dywan. Po 40 minutach, mając już gdzieś dobre rady zaproponowałam misia, książeczkę, klocki. NIC! Po półtorej godziny (i po dwóch Apapach) darłam się już razem z nią. Zamknij się,proszę! Zamknij już buzię! Zrobię co zechcesz, tylko już nie płacz. wszystko zrobię, tylko tej ściany nie wybiję, bo to, kurwa, nośna!!! W końcu zasnęła. Nagle. Na 25 minut. To były najlepsze minuty mojego życia!

czwartek, 5 września 2013

Chaos I Zniszczenie

Cześć, jestem Marta, mam 6 dzieci a wkrótce na świat przyjdą bliźniaki. Żartowałam, chciałam zacząć jak w filmach Hitchcocka:) Dzieci ma dwójkę, dziewczynki. Starsza to CHAOS, młodsza ZNISZCZENIE. Starsza ma dziś szóste urodziny i z tej okazji postanowiłam ją obsmarować w internecie:) Urodziło się To takie małe, różowo-żółte, cichutkie. Spała 20 godzin na dobę. Myślałam, że mam złote dziecko. Potem jej przeszło. Odkąd przyjęła pozycję pionową-nie usiadła a jak nauczyła się mówić nasze życie zmieniło się w koszmar! Mamo, skąd idzie jesień? Mamo, kto to proktolog? Mamo, mogę zjeść tylko kurczaczka a mięsko zostawić? Moge wymienić siostrę na księżniczkę kucyków? Mogę umyć zęby 2 razy i nie myć ich już wieczorem? Czemu mówisz wszystkim, że ja tyle gadam? Mamo, czemu gryziesz syfon? Jeeeezuuu! I mimo, że to Chaos w czystej postaci to jednak nadała sens mojemu życiu, zdefiniowała mnie.

Kochana córeczko z okazji urodzin chciałabym Ci życzyć samych jasnych chwil. Wiem jednak,że te ciemne Cię nie ominą. Dlatego życzę Ci żebyś miała w sobie tyle siły, pokory i nadziei,żeby je przetrwać. I żebyś umiała odróżnić rzeczy ważne od błahych. I jeszcze, żeby Twój dziecięcy zachwyt nad światem nigdy Cię nie opuścił. Kocham Cię. MAMA.