czwartek, 19 września 2013

Narodziny obłędu.



https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTBw-51608LP-J4Ag_ZVMFAK4ucHYf5FLKIfxRw7foEm8Praglbqw

-Mamoo! Zabierz I. z mojego pokoju! Mamoo, ona niszczy mi zabawki a Ty sobie leżysz!
-O rzesz ty niewdzięczna gówniaro! Ja nie leżę tylko zwijam się z bólu i próbuje nie wyrzygać płuc razem z resztą wnętrzności. Mam zapalenie oskrzeli!
Tak było ok. 8.15.

Dziewczynki też są chore, rzężą jak stare Trabanty a z nosów wydobywa się takie coś, czego opisu nawet się nie podejmę. Po śniadaniu i pierwszej turze czyszczenie nosów, podawania syropków, oklepywania, dopadła mnie migrena. Taka porządna, ze światło- i dźwiękowstrętem. I nudnościami. Do tego gorączka i ataki kaszlu. Zajebiście się zapowiada.

Umierałam właśnie na kanapie gdy po pokoju zaczęła biegać(fruwać) starsza w stroju wróżki a młodsza zabrała się za mazanie po moich białych meblach pisakami. Grzecznie:) poprosiłam o spokój.
- Oj biedna mamusia, boli Cię głowa? To ja Ci pośpiewam, żebyś poczuła się lepiej.
No tak, Twoje wrzaski to z pewnością jest to czego mi teraz potrzeba! Tylko tak pomyślałam.
-Dziękuję kochanie. Tylko...trochę...ciszej..- a tak powiedziałam.
Gdy CHAOS śpiewał i wirował ZNISZCZENIE jeździło autkiem po mieszkaniu(autko gra, śpiewa, trąbi).
Tak było ok. 10.00.

Potem było co następuje: wycieranie nosów, przewijanie pieluch, robienie herbatek z miodem, rozstawianie sprzętu do malowania farbami, robienie kanapeczek, mycie ścian z plam po farbach, wycieranie herbatki z podłogi, zabawa ciastoliną, próby namówienia na inhalację (Młoda panicznie się boi, Starsza uważa to za stratę czasu), wydłubywanie ciastoliny z otworów ciała, zakraplanie, oklepywanie, zdejmowanie ze stołu, parapetu, szafki.
Młoda odmówiła spania, za to zasiadła na moim biodrze i zejść nie chciała.
Tak było po 13.00.

I wtedy wpadłam na genialny plan. Młoda boi się inhalatora, tak? Nie chce się ode mnie odkleić, tak? No to Cię przechytrzę ty mały terrorysto! Z inhalatorem pod pachą spędziłam następne godziny. I. bała się do mnie podejść. Zrobiłam obiad, byłam (sama!) siku, chwilę poleżałam. Ale potrzeba bliskości w końcu zwyciężyła i Młoda polubiła inhalator. Nie na tyle, żeby przyłożyć maseczkę do buzi, ale na tyle, żeby udawać, że to piesek i ciągać go za kabel po domu. I nadal nie chciała spać! I znów chciała "na rączki".
 A starsza niestrudzenie zadawała dwa pytania. Ja na nie odpowiadałam. "Nie, nadal nie mamy nic słodkiego w domu" i "Tak, musisz zjeść obiad".
I wycierałam, przebierałam, podawałam, zdejmowałam.
Było po 15. A może przed 16.

Następnie, choć głowy nie daję, że to się naprawdę wydarzyło, zaliczyłyśmy kilka ataków histerii (mojej), znów coś sprzątałam, chyba to było płuco. Albo nerka. Powtarzałam w kółko: Nie wolno, zostaw, zejdź, nie wolno, zostaw, zejdź, nie wolno.... Jak przez mgłę widzę siebie pod stołem w pozycji embrionalnej, z kciukiem w buzi. Może tą wizję podsunął mi wymęczony gorączką umysł, a może nie....

Pamiętam jeszcze, że po 17 wrócił Mąż.
 Wypełzłam spod stołu wyciągając do niego ręce i tocząc pianę z pyska, błagałam:
- Zabierz je ode mnie, bo coś im zrobię.
Chyba mi uwierzył. wziął je na ręce i wycofując się pomalutku, szeptał do nich:
- Chodźcie, tu nie jest bezpiecznie....

Wróciłam pod stół....

3 komentarze:

  1. Ja ostatnio jak byłam chora i zostałam w domu zastanawiałam się czy nie poprosić nianie aby do młodej w ten dzień przyszła...jednak odmówiłam..matka polka kuźwa...najgorsza decyzja w moim zyciu..wierz mi - doskonale Cię rozumiem...
    Szkoda, że to o chorobie ...bo się uśmiałam...wredna ja...
    szybkiego "wyjścia" spod stołu Ci życzę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, dziś będzie lepiej. Mąż do pracy nie poszedł, o dzieci się bał chyba:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś mu się nie dziwie, hehe..korzystaj Matko..schowaj się jakoś...

      Usuń