poniedziałek, 14 października 2013

Stanąć do walki....kolejny raz.


 

Zimne mgły leniwie opadają na poniedziałek.
Jest świt, już nie śpię.
Idę po cichu przez mieszkanie.
Ręce mi drżą, krople potu ustawiają się w kolejce na karku.
Zaraz zjadą w dół kręgosłupa.
Otwieram drzwi....
Ignorowałam Ją tak długo.Zapalam światło....
Wiem, że tam jest.
Schylam się pod szafkę. Wycieram grubą warstwę kurzu.
Biorę głęboki wdech.
Staję....
- O kurwa! Aż tyle???
- Aż tyle, kurwa, aż tyle! A teraz złaź, bo mi ciężko!

Wagi łazienkowe nie znają litości....

Nawet nie zliczę ile takich poniedziałków już przeżyłam. Dzisiaj był kolejny. I pewnie nie ostatni.
Słowo się rzekło.
Dedlajny, terminy.
Do Sylwestra.
Do wiosny.
Do wakacji.
Do ulubionej spódnicy.

Nie jestem w tym dobra.
Walczę i ciągle przegrywam.
Z zabawką na sznurku.
Taką, co wraca i wraca.

Na swoją obronę mam Miastenię.
I kilka chorób zaczynających się na hiper, kilka kończących się na -zm.
I jeszcze dwa zespoły.
I jeden syndrom.
I metabolizm w tempie ślimaka.
I 30+.

Zewsząd słyszę, że to nie może być na krótko.
To trzeba na całe życie.
Styl życia i filozofia.
Próbuję z kiełków, tofu i pół kromki razowego stworzyć własną religię.
Nie wychodzi.
Może za mało się staram...

A mimo to spróbuję kolejny raz.
Od dzisiaj.
Magiczne "od poniedziałku".
Tym razem musi się udać.
Oswoję potwora z łazienki.
Będziemy razem świętować sukcesy i opłakiwać porażki.
Tym razem zaprzyjaźnimy się na dłużej.

Kto ze mną?
Do towarzystwa?
Do wiosny?
Do spódnicy?

7 komentarzy:

  1. Marta no ja! Niestety byłam szkieletorem w liceum, co dobrze pamietasz:) A teraz... 30+... A Ja tak lubię jeeeeeeeeeeść:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam kilka szkieletorów z liceum, anonimowy komentatorze ;))

      Usuń
  2. jeny...jesteś zajebista....waga która gada...buhahaha..uśmiałam się i znów w pracy i znów do monitora...ehhh to sie kiedyś źle skończy...
    Kochana...spróbujmy razem (dziwnie to zabrzmiało :-P)...ja też co poniedziełek,
    a szczególnie po weekendowym "obżarstwie" (bo u mnie nie można tego inaczej nazwać) obiecuję sobei "NEVER AGAIN"...na mnie żadne diety cud nie działają bo kocham jeść...
    pytanie brzmi...jak jeść to co sie lubi i schudnąc?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jeść co się lubić i schudnąć?? To pytanie z kategorii "fundamentalne". Jak poznam kiedyś na nie odpowiedź, stanę się bardzo bogata:) A póki co, zostaje nam liczenie kalorii i zmniejszanie porcji. Nic odkrywczego, przepraszam.
      Spróbujmy razem.
      Albo się pościgajmy:)

      Usuń
  3. haha..jeszcze nigdy nie odchudzałam się przez ...internet...ale spróbowac warto..
    dobra...ja obiecuje że na kolacje zjem tylko 2 kanapki, a nie cztery jak ostatnio..pisze całkiem poważnie i zrobie 10 brzuszków...żeby sie nie zniechęcać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja ! ja! ja! Ja z Tobą :) skoro jest bardzo prawdopodobne ,że wylądujemy w tym samym wariatkowie - mam to samo co ty razy 4 :) to odchudzać się też możemy do wiosny ? ale tak serio ...stwórzmy grupę wsparcia :) Help pozdrawia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam HELPA, grupa wsparcia? niezła myśl:) Do dzieła!

      Usuń