Od 8 rano do 16 jestem tylko z Młodszą. Ona się drze, ja dociekam o co chodzi. Od 16 do 17.30-18.30 jestem z obiema córkami. Mała dalej się drze, Starsza włącza tryb: MANTRA. Mamo, mamo, maa-moo, mama, ma-ma. Po powrocie Taty zazwyczaj jest tak: Jak w pracy? Ok, a jak w domu? Ok, obiad zjesz? Wsadzam dziewuchy do wanny. Idę robić kolację. O, jak późno! Dobranoc. Dobranoc.
Dlatego, żeby nie zapomnieć mowy ojczystej i nie zgłupieć:) do reszty prowadzę dialog z czym popadnie. W dużym pokoju gadam np. z klockami. Grożę im, że następnym razem to ja im się pod gołą stopę podłożę. Gadam z kwiatkami na parapecie, podobno to lubią. No to im mówię, że jak zgubią jeszcze jeden listek to je z domu wyj...ę. Nie słuchają. Może inny kraj pochodzenia? Z Barbie nie lubię gadać. Leży taka na podłodze, cycki jej sterczą, żadnych rozstępów, nogi po samą szyję. I głupia jest. W kółko tylko o Kenie, Wróżkolandii i Diamentowym Pałacu!
Z szafami też nie lubię rozmawiać, bo są dla mnie nie miłe.
- Po co tu zaglądasz, przeciąg robisz. I tak w nic się mieścisz, dupy nie zawracaj!
Z butami - tylko tymi z prawej nogi się zadaję.
Ze skarpetkami w pralce bawię się w chowanego. MARCO! POLO!
W łazience miewam mieszane uczucia.
Tam jest waga! Czasem mnie pochwali, pogłaszcze, a czasem brutalnie brak silnej woli wytknie.
Nad umywalką wisi szklany prostokąt. Różnie z nim bywa:
- Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie......dobra, nie musisz być aż tak szczere!
Z tubkami, słoiczkami, buteleczkami nie gadam wcale. One twierdzą, że jestem naiwna.
Ale można się tam natknąć na miłych mieszkańców. Odplamiacz, na przykład:
- Daj, pomogę Ci, sama sobie z tą plamą po buraczkach nie poradzisz. Ja na to:
- Dziękuję, jakiś Ty zdolny i pomocny!
Albo, bardzo sympatyczny, leciwy wąż od prysznica. Cierpliwie czeka na zasłużoną emeryturę, przetarty jest, ale nie pęka. I zawsze chętnie opowie jakąś historię sprzed lat, a ja mu podziękuję, że się nie gniewa, że znów do Castoramy zapomniałam.
Najbardziej lubię jednak kuchnię. Tam są dramaty rozstań...
- O, pomidorku, spleśniałeś. Żegnaj!
....i niespodziewane spotkania:
- Ja cię! Ciasteczko! Skąd Ty się tu? Chodź, mamusia się Tobą zaopiekuję. Wykąpię Cię w kawusi.
Czasem muszę być twarda.
- Mleko, czemu żeś się rozlało? No cóż, mówią żeby nie płakać, to nie będę.
Lodówka uczy mnie kreatywności.
- Robisz obiad? Mam zwiędłą marchewkę, kawałek kiełbasy i dżem truskawkowy. Kombinuj, kobieto! Ja na to:
- Co?? Ja nie dam rady??
Lubię pogadać z nożami. Zawsze mają jakąś ciętą ripostę. Z łyżkami trudno się rozmawia, głupawe są, ciągle tylko:" niemożliwe". Trzepaczki unikam, kłótliwa jest i ciągle bije pianę. Durszlakowi trochę nie ufam, mam wrażenie, że cedzi każde słowo.
Że co? Że psychiczna jestem?
Moi domowi przyjaciele twierdzą, że nie.
Ale ostatnio trochę się zmienili.
Słyszę jak szepczą po kątach....
ooo matko uwielbiam Cię!!
OdpowiedzUsuńi poproszę trochę tego co bierzesz, bo fajnie gadasz :)
i wiem że to wredne co powiem, ale ciesze się że nie tylko ja jestem psychiczna :)
pzdr
H.A.
Normalność nie istnieje...witaj wśród wariatów :-))))
OdpowiedzUsuń:) fajne. Pozdr
OdpowiedzUsuńA mnie martwi, że dziecko coraz bardziej kumate i muszę uważać z tym gadaniem do niego. Teraz już uważam żeby to co do niego mówię raczej z sensem było, ale jak był nieco młodszy to po prostu nawijałam. Zwłaszcza na spacerach. Kapnęłam się, że ja wcale nie do dziecka mówię, że to tylko pretekst, jak raz udało mi się do sklepu wyjść samej... Jakiś pan dziwnie na mnie spojrzał, nie tak jak zwykle z uśmiechem, że tak ładnie z synkiem rozmawiam, tylko raczej "Wariatka czy co?". Uznałam wtedy, że trzeba się hamować :)
OdpowiedzUsuń