piątek, 18 października 2013
Opowiem Wam bajkę o cudach.
Dawno, dawno temu, albo dzisiaj rano. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, albo w kraju nad Wisłą, w mieście nad Odrą, żyli sobie rodzice z dwiema córkami. Taty w tą bajkę nie będziemy mieszać. On jak co dzień, żeby pożywienie i dach nad głową rodzinie zapewnić wyruszył do miejskiej dżungli, polować na...klientów. Mama została sama, zamartwiając się stanem zdrowia starszej córki. Od dwóch lat krwawi z nosa. Znawcy tematu orzekli, że naczynia krwionośne na wierzchu, że jak podrośnie samo przejdzie. Rodzice uwierzyli i cierpliwie czekali, co pół roku dziecko badając czy na anemię jeszcze nie zapadło. Tyle, że ostatnio to jakby gorzej, krew leci, bynajmniej nie jak "krew z nosa". Dziś rano mama stwierdziła, że dość tego czekania, zwłaszcza, że zdecydowanie za długo kolejnego krwotoku powstrzymać nie mogła.
Postanowiła córkę do miejscowego Szamana zabrać. Mama tego nie lubi, ma wiele zastrzeżeń co do umiejętności Szamanki Rodzinnej i wnerwia ją sfora Troli w białych fartuchach i natapirowanych kokach broniących dostępu do groty Znachorki. A bronić potrafią zajadle, przez telefon i własnym ciałem też.
Z samego rana mama wzięła telefon, trzy głębokie wdechy, wykręciła numer i - cud numer 1. Trolica odebrała po trzecim sygnale. Grzecznie i z uśmiechem zaprosiła na godzinę 10.00!
- Ale dzisiaj? Nie w poniedziałek, za tydzień, za miesiąc???
- Dzisiaj, za dwie godziny.
No ok, jeden cud bajki o cudach nie czyni.
Mama z dziećmi o 10.00 do przychodni weszła i została przyjęta już o 10.15. To zdecydowanie cud numer dwa. Cała seria cudownych zjawisk nastąpiła w kolejnych minutach. Znachorka Rodzinna była przemiła. Wysłuchała, wypytała, zmartwiła się, całkiem szczerze. Dziecko osłuchała, opukała, pomacała. Córka się nawet do bólu brzucha przyznała. Na koniec Szamanka dała dwa skierowania, na jedno rzuciła magiczne zaklęcie. Czary-mary, abrakadabra, badanie na CITO! Obdarowała chorą siedmioma naklejkami, nie pogniewała się, jak ma w zwyczaju, że młodsza córka dokonała kilku zniszczeń, a na koniec do drzwi odprowadziła i po ramieniu dla otuchy poklepała!!
Druga przychodnia, ta z Szamanem od nosów, uszu i gardeł, która jakimś, kolejnym cudem, znajdowała się 5 minut spacerkiem od pierwszej. Od wejścia widać było, że panują tu nieco inne zasady. W poprzedniej, Gwardia Przyboczna siedzi razem przy drzwiach, tworząc zwartą, przerażającą masę. W tej Trole siedzą, po dwa, przed każdym gabinetem, otoczone fosą i ostrokołem. Pochodzą chyba z innego plemienia. Koków i tapirów brak. Są jeże w odważnych kolorach.
Weszła mama po cichu, zalękniona. Zupełnie niepotrzebnie, tutejsze Trole były nawet milsze od tamtych.
- Oj, krew, taka mała, bladzieńka, CITO. Niech Pani idzie do poczekalni i między pacjentami wejdzie.
No to mama z dziećmi do tej poczekalni, a tam....zanosi się na koniec cudów! Cały korytarz pacjentów w wieku 78+. Historia nie zna zbyt wielu przypadków, żeby staruszka wpuściła matkę z dzieckiem w kolejkę. No to usiadła mama w kącie i czekała. Nasłuchała się kto jest "chorszy" i dlaczego. Zapach kulek na mole przestał już przeszkadzać, gdy nagle:
- Który ma Pani numerek?
- Ale, że co? Stanika? Buta? Aaaa, do Szamana? Ja nie mam, bo krew z nosa, ja prosto od rodzinnego, CITO.
Cud największy ze wszystkich! Zgraja staruszków rozstąpiła się w jednej chwili! Jak Morze Czerwone. I mama z dziećmi, przy dźwiękach chórów anielskich, suchą stopą weszła do gabinetu!
Szamanka od nosa, której trolowa moda się udzieliła, okazała się sympatyczna i profesjonalna. Zajrzała córce do nosa, gardła, a skoro i na tym się zna - także do ucha. Potwierdziła, że naczynia krwionośne na wierzchu, ale żeby nie wypalać, tylko uszczelnić. Dała receptę, pochwaliła młodszą córkę za przemeblowanie gabinetu. Naklejek nie miała, bo po co? Jej stali pacjenci wiedzą, że są dzielni, skoro starzeją się w tym kraju nad przepaścią...nie, nad Wisłą....
W poczekalni, pogromcy moli wypytali jak było, pomachali na pożegnanie.
Już przy wyjściu mama przypomniała sobie, że ma jeszcze skierowania na USG jamy brzusznej starszej córki. Popytała, okazało się, że owszem, tym korytarzem, na lewo. Kolejne okienko, kolejny Trol. Miły, ale jakby z jeszcze innego plemienia, bo włosy takie...normalne. Dała mama skierowanie pewna, że datę badania wpisze do kalendarza przyszłorocznego, którego kupienia jeszcze nie planowała. I co? A jak! Cud! Za 10 dni proszę przyjść.
Jeszcze były zakupy bez awantur, demolki i kolejki przy kasie.
Cuda jakieś:)
I to wszystko w kraju nad Wisłą, w mieście nad Odrą.
I jeszcze w Piąteczek:)
Nadmiar szczęścia!
Bajka na dobranoc, chandrę i niepogodę!
P.S. To nie był wpis sponsorowany przez Ministerstwo Zdrowia.
P.S.2 Po czym dziś poznałam że jestem "mocno" dorosła?
Po tym, że już są lekarze młodsi ode mnie...:(
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja ostatnio na Wieczorynce...zapytałam chłopaka za biurkiem kiedy przyjdzie lekarz..na szczęście "młody" uśmiechnął się pod "wąsem" i zapytał dziarsko "w czym mogę pomóc?"...oblałam się rumieńcem jak nastolatka,,,
OdpowiedzUsuńHahahaha, ale wtopa:))
Usuń"wtopa"-nowe, ulubione słowo Gaby:)
Naprawdę śliczna bajeczka. Akurat do poduszki :-) Masz dziewczyno wyobraźnię. No jeszcze dodaj, że to wszystko na NFZ.
OdpowiedzUsuńI tak nie wierzę w takie fantasmagorie ;-)
No a jak! Oczywiście,że na NFZ! Inaczej to nie byłaby bajka:))
OdpowiedzUsuńBaju baju, będziem w raju ;-)
UsuńA takie rzeczy to tylko w Erze ;-)
Dam wiarę temu co piszesz jak sama doświadczę czegoś podobnego. Ale się nie zanosi.