sobota, 5 października 2013
Na grzyby, na grzyby!
Wczoraj zadzwoniła moja mama i oznajmiła:
- Idziemy jutro na grzyby. 6.45, zbiórka u Ciebie.
Właściwie, czemu nie? Pół dnia bez dzieci, świeże powietrze, grzybki, spacer po lesie. Zielony podobno uspokaja, koi nerwy. Fajnie, nawet jeśli będę musiała wstać jeszcze wcześniej niż zwykle. Przynajmniej to będzie moja decyzja a nie przymus ze strony małych terrorystek, z którymi mieszkam.
Blady świt, las.
Lubię las, chociaż wolę wodę. Jezioro, rzekę. Mam butelkę mineralnej w plecaku, od biedy może być. No i zielono jest.
Pół godziny-2 grzyby.
Rodzinka mi się zgubiła. Oni twierdzą, że to ja im. Wszystko jedno, wystraszyłam się. Cały czas pilnowałam się niebieskiego wiadra (Siostry) ale okazało się, że jakiś zupełnie obcy Pan też ma takie. Pora na wizytę u okulisty.
Godzina-8 grzybów.
Nawet dna w wiadrze nie zakryły. Kolejna godzina-nadal marniutko. Tylko pajęczyny twarzą zbieram doskonale! Fuck, inni mają więcej w wiaderkach. Nawet Siostra, która jest w ósmym miesiącu i się nie schyla! No czemu??
Odpowiedzieli mi dwaj Panowie, tak na oko i węch amatorzy Podpiwków i Piwlaków. Przyłapali mnie na zdeptaniu grzybka.
- Pani kochana, to trzeba pod nogi patrzeć i powoli iść bo grzybków można nie zauważyć.
Tylko, że w tamtej chwili to ja miejsca na siku szukałam a nie grzybków.
A jak mieli rację? Czyżbym musiała "zbieranie grzybów" dopisać do listy rzeczy, których nie umiem? No bez przesady! Co to za filozofia? Tylko czemu nadal widzę dno wiadra?
Dowiedziałam się w czasie przerwy na kanapki i herbatkę.
Bo ja po prostu największe wiadro mam:)
Mama też ma takie ale Ona ma fioła na punkcie grzybów i manię zbieractwa, więc w konkursie nie bierze udziału. Z wycieczki na Saharę wiadro grzybów, poziomek i malin by przywiozła. I właśnie na tej przerwie Mama zaproponowała...wróć...Mama zażądała zmiany miejsca na swoje, wcześniej upatrzone.
- Ale Mamo, Tam są chaszcze i nie wygodnie się tam chodzi - cicho zaprotestowała ciężarna. No serio, szacun Siostra za próbę.
- A ty przyszłaś spacerować czy grzyby zbierać? - zero litości ze strony przyszłej babci.
Już chciałam wtrącić, że ja to właściwie głównie na spacer ale ugryzłam się w język. Jestem za młoda żeby umierać.
Bo Królowej Matce się nie odmawia. Nigdy, przenigdy! A z pewnością nie wtedy gdy Ona ma ten błysk szaleństwa w oku!
Podreptaliśmy za Nią jak na ścięcie. Jak grzybki, nomen omen. Że niby zielone odpręża, uspokaja i koi? Chyba takie w lufkę nabite, bo póki co to ja jestem wściekłym (mało grzybów) kłębkiem nerwów (boję się własnej Matki). Weszliśmy w zarośla. Trawy i paprocie tak wysokie, że dodatkowo zaczęłam bać się dinozaurów. No i ciekawe czy oprócz przyjmowania pająków i ich domów "na twarz" mam też talent do zbierania kleszczy?
I jak to się dzieje, że moja Mama zawsze ma rację? Od pierdół po to, co najważniejsze? Zawsze, zawsze! To potwornie irytujące! Mam nadzieję, że dziedziczne. Na córkach własnych kiedyś sobie odbiję. Bo w tych zaroślach zatrzęsienie grzybów! Jeden na drugim. Szybko zapomniałam, że moje wiadro w ogóle ma jakieś dno.
A po czym poznać, że pora wracać do domu? Po bananach.
Zadzwonił mąż, biedny, umęczony, bo sam w domu z dziećmi został. Rozmawiał ze mną a jednocześnie "czytał" książeczkę Młodszej.
- I jak tam?...Tak kochanie, to Jabłko....Dużo nazbierałaś?...Powiedz Jabłko....Kiedy wracasz, bo oszaleję. Teściowa zbiera?....No tak, to banan...Ale wrócisz na kolację?....Banan, powiedz Idziu, BA-NAN. Ślicznie...Dobra kończę. Pa.
Zbieram dalej. Kijem paprocie odgarniam. Gdzie te banany? Nie widzę nic żółtego. Stop! Jakie banany? Przecież ja grzybów szukam.
- Maa-moo, możemy już wracać?
- Nie, zbieram.
Królowa Matka w amoku.
W końcu wróciłam.
I stwierdzam, że bardziej niż zielony, poprawił mi humor brązowy kolor kapeluszy.
Trochę grzybów się suszy. Sos gotowy, reszta podduszona, w zamrażarce. Słoiczki robi mama.
W sumie, to był fajny dzień.
Relaksujący.
Zielony.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj dzieciństwo mi sie przypomniało..Ja na grzybach nie byłam ze 100 lat..
OdpowiedzUsuńNie ma to jak banany, to znaczy świeże grzybki ze śmietaną.:)..mniam...
wspomnienie dzieciństwa. teraz, tu gdzie mieszkamy, grzybobranie to "nuda" - godzina zbierania i człowiek ma naście (!) kilogramów dobra. aż nie wiadomo, co z tym robić ;-)
OdpowiedzUsuńNo nuda, zero radości ze znalezienia grzybka:))
Usuń