poniedziałek, 25 listopada 2013

Księżniczka Histeryczka.

 














Jestem za równym traktowaniem wszystkich dzieci, dlatego dziś paszkwil na Młodszą.

O ile z sześciolatką można już pogadać, powiedzieć, że natychmiast!, będzie kara, zakaz słodyczy, to przy półtorarocznym gnojku jedyne co można zrobić, to uzbroić się w cierpliwość i zapas środków uspokajających. I czekać. Aż podrośnie, nauczy się komunikować inaczej niż wrzaskiem, pojmie sens słowa "kara", mojego ulubionego: "zaraz przegniesz", że jak mama doliczy do trzech to Armagedon! Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie w międzyczasie zwariować, osiwieć, zaharować się na śmierć. No dobra, przesadziłam, może nie na śmierć, ale bardzo!

Ja wszystko rozumiem, dziecko małe, uczy się, sprawdza którędy przebiegają granice, itp., ale do ciężkiej cholery, żeby każdego dnia była wojna o to samo??
Idziemu na dwór. I nagle, z Igi wyłazi naturystka! Na golasa jest super. Pielucha-nie! Rajstopy- nie! Tak samo kurtka, czapka, buty. Jak mam czas, mam wywalone, czekam bardzo cierpliwie. Jak nie mam, ubieram na siłę. Dziecko drze japę na całą klatkę, pocimy się obie, wściekamy się, też obie. Bywa. Ale już pojąć zupełnie nie mogę jak to jest, że po powrocie do domu jest tak samo, tyle że odwrotnie:)? Znów godzinę zajmuje mi rozebranie małej miss niezdecydowania! Idzia, zdejmiemy buty? Nie! Chodź, mama rozepnie kurtkę. Nieeee!!!! I tak, kurwa, każdego dnia!

Iga jest jak nitrogliceryna. Wystarczy jedno malutkie, malusieńkie, malusienieńkie coś i bum! Żyję w wiecznym stresie, boję się własnego dziecka, schodzę jej z drogi, próbuję wyprzedzać myśli. I dupa, nie umiem.

- Mama, ammm!
- Chcesz bułeczkę? Dedukcja, drogi Watsonie. Bułki leżą na stole, Iga stoi obok i wskazuje je palcem. To musi być to.
- Nee. Am!
- Ale tu nic innego nie ma, dam ci bułę. Podaję jej bułeczkę. Iga wpada w szał. Zrzuca bułkę na podłogę, tupie, wrzeszczy, zalewa się łzami, smarkami i jeszcze głośniej wrzeszczy.
- Nie płacz, pokaż co chcesz, to ci dam.
- Buła!
- Jak to, kurwa, buła?? Przecież, przed chwilą...? Proszę.
I nagle, jak gdyby nigdy nic, uśmiechnięta zołza wgryza się radośnie w bułeczkę i leci do swoich zabawek!
WTF? Co to było? I po co to było? Ja nie wiem...ale się przyzwyczajam.

Co mnie podkusiło żeby rok temu tak entuzjastycznie przyjąć ideę BLW? Do dziś Iga uwielbia mieć wybór, a jak ja nie chcę jej go dać zaczyna swoje wrzaski, a wtedy to ja....nie mam wyboru. I tak, np. wybiera jedzenie zupy pomidorowej palcami, wybiera surową cebulę zamiast jabłuszka albo kabanosa z musztardą zamiast soczystego kurczaczka. Potem godzinami zmywam zupę ze ścian i podłóg oraz znoszę śmierdzące buziaczki!































Zasypianie.
Plan był taki, że w końcu zaczniemy uczyć Małą samodzielnego zasypiania. Ale niee! Mała jędza wyczuła co się święci i nauczyła się wypadać z łóżeczka "górą", więc pomysł poszedł się rypać. Nadal leżymy na łóżku obok i czekamy aż zaśnie, co chwilę wpychając ją na odpowiednią stronę posłania. Przed snem obowiązkowy pokaz talentów, istny stand-up. A to rączki znikną za plecami i strasznie ją to rozbawi, a to znika cała Iga za zamkniętymi oczami i każe się szukać, albo liże sobie stopy i rechocze. Kolejny punkt programu - inwentaryzacja:
a) ciała, oględziny od włosi po topy,
b) rodziny, od mamu, przez wujee, aż po misiu,
c) garderoby, od czapa do skipi (skarpetki).
Na koniec jeszcze 1542 obroty wokół własnej osi i w końcu zasypia. Godzina, półtorej usypiania dla 40-to minutowej drzemki ni jak mi się nie kalkuluje. Przez ostatni tydzień było jeszcze gorzej. Po obrotach był jeszcze krzyk: "kikij, kikij!". Jezu, dzieciaku naucz się mówić po polsku, bo języki obce nigdy nie były moją najmocniejszą stroną! Mąż mnie wczoraj oświecił.
- No co ty, nie wiesz co to znaczy?? PRZYKRYJ. Sam ją tego nauczyłem.
O, żesz ty, prostytutka mać!! Skąd miałam wiedzieć? Od półtora roku nie daje się przykryć nawet tetrową pieluchą.
Nigdy nie byłam na kursie z jasnowidzenia, za to mam żyłkę odkrywcy i zdolności wróżenia z kupy. Co jakiś czas dokonuję ciekawych odkryć. A to kredkę woskową znajdę, zawsze niebieską, myślę że niebieski jest najsmaczniejszy:), a to kamyk, skrzydełko biedronki, a nawet 12(!) plastikowych kuleczek.

Dzięki Idze zdobyłam szereg zdolności nie przydatnych na rozmowie kwalifikacyjnej. Opanowałam "szybkie starty" - dwie sekundy do dziecka na parapecie. Zrobię pyszny obiad z pingwina, światła i lodu, bo czasem tylko to jest w naszej lodówce. Umiem nie spać cztery doby i nie zdechnąć, wypić dziesięć kaw i nie zdechnąć i uwierzyć, że za kilka lat będzie miło, lekko i przyjemnie.

Póki co, z całych sił próbuję nie zwariować. Daję radę, bo knuję podłe plany jak to się kiedyś zemszczę na dorosłych córkach. Np. będę zgrywać superbabcię, wezmę do siebie wnuki na dłużej, rozpieszczę je do granic możliwości, potem oddam rodzicom i ucieknę do Argentyny! No dobra, nie jestem geniuszem zła, ale mam jeszcze trochę czasu, żeby plan dopracować. Chyba, że ucieknę wcześniej. Eee, nie ucieknę, kiedyś próbowałam, ale cierpię na syndrom sztokholmski i zawsze wracam:)

Co ja na to poradzę? Pierdoły, histeryczki, ale moje!

P.S. Po poprzednim wpisie czujny członek mojej rodziny wspominał coś o niebieskiej karcie. Tak, drogi kuzynie, też myślę, że Policja powinna się zainteresować naszą rodziną. Bo jak tak można, żeby dwie małe dziewczynki znęcały się nad biednymi, zestresowanymi rodzicami??

12 komentarzy:

  1. Można, można. Nie Ciebie jedną to spotyka, droga kuzynko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnie opisałaś...rzeczywistość...dziękuje za psychiczne przygotowanie...jeszcze..pół roku...i Cię dogonie w kolejnym szczeblu macierzyństwa...pisz częściej...naiwnie wierzę że może coś mnie..ominie?! :-PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wkurzę się jak coś Cię ominie ;P

      Usuń
    2. Dlatego tak uwielbiam blogi, których mamy maja ciut starsze dzieci..zawsze można uczyć się na ich sukcesach lub błędach, hihi

      Usuń
  3. No to ja już nie wiem czy bardziej uwielbiam ten post czy ten poprzedni.
    Poważnie? 12 kuleczek? Ale chyba nie na raz? I kredki? Wow.
    Poza tym, jako Matka starająca się stosować metodę BLW, również jestem jej całkowitą przeciwniczką w moim domu. Niech sobie inni nowocześnie dzieci chowają. Ja już tego błędu nie popełnię. Ale przyznaję, że poważniej ode mnie do sprawy podeszłaś. Bo ja potraktowałam BLW na zasadzie "a jedz se sam, nie wtrącam się", a nie na wymyślaniu kilku zestawów do jedzenia, bo bobas lubi wybór. Do wyboru ma np. ziemniaki, sos, mięso i surówkę. Jak coś mu nie pasuje to nie musi jeść. Tylko wciąż jeszcze nie opanowaliśmy sztuki "nie jesz - odłóż na bok a nie rzucaj na podłogę". Choć i tak jest to postęp, bo kiedyś nie miałam pojęcia gdzie rzuci i czy czasem nie we mnie.
    Jeśli chodzi o Twój niecny plan na przyszłość... bossssski :-)

    A jak tak patrzę na półtoraroczną Igę to mój Pierworodny wydaje mi się jeszcze bardziej łysy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, tak, na raz! 12 malutkich kuleczek, do pistoletu na kulki:)
    Masz łysola? Spróbuj miękką szczotką do włosów (dla niemowląt) "czesać" go przez kilka, kilkanaście (ile wytrzyma) minut. Zaczną rosnąć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łysy blondyn :-) Od urodzenia codziennie jest czesany miękką szczotką dla niemowląt. Teraz to ja sobie wyobraziłam jak by wyglądał gdybyśmy go nie czesali. Ale, ok, spróbuję trochę dłużej niż tylko zaczeska po kąpieli.

      Usuń
    2. Ostrzegam, to mogą być geny. Obie laski są bardzo kudłate od urodzenia. Ja i moja siostra też. Kiedyś do związywania włosów potrzebowałyśmy opasek z materiału, zwykłe gumki nie dawały rady.

      Usuń
  5. Ledwo odkrylam Twojego bloga a juz sie zakochałam!
    Na początku tego wpisu stwierdziłam ze moja Ania (15msc) przy Idze to ANIOL! ale.. Reszte doczytalam do końca ze lzami w oczach ze smiechu bo znalazlam Mame ktora ma takiego urwisa jak ja :)
    Jednak te nasze dzieci są uzdolnione muzycznie! Nikt inny jak one genialnie potrafia grac na.. Nerwach;)
    A później na wyrzutach sumienia:/
    Pozdrawiam goraco!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również pozdrawiam i zapraszam. Rozgość się:)

      Usuń
  6. Dziwi mnie, że ma pani jeszcze czas na prowadzenie bloga?.... Ja przy dwójce malców nie miałam siły na nic... ale jak podrosły, stały się fajnymi nastolatkami, partnerami do rozmów, to ja się od nich wiele nauczyłam, skorzystałam z ich umiejętności i wiedzy... Cóż mogę powiedzieć? Jest trudno, ale warto ponieść ten trud, bo później jest tylko lepiej. I proszę delektować się każdym etapem życia dziecka, bo to se ne wrati... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń