niedziela, 3 listopada 2013

Długi weekend.


 U

Uff! Długi weekend się kończy.
Cały spędziłam na gadaniu z kuzynką. Obgadany każdy znajomy, wszystkie zmiany w życiu, padły zwierzenia o nowych zmarszczkach i wadach charakteru. Od tego gadania łeb mnie nawala. I wątroba:) Już chyba jestem za stara na tyle rozmów. Kiedyś, kurde to można było dwa tygodnie przegadać, albo i dłużej, a teraz ledwo zipię:)

W piątek rano wybraliśmy się jak większość ludzi w Polsce na cmentarz. Kac nas męczył tak nieznośny, że zapragnęliśmy znaleźć jakiś przytulny grób i złożyć w nim nasze umęczone ciała. Nic z tego, dziewczyny dały popalić, tabuny ludzi też. Nie cierpię tylu ludzi na raz. Od razu nerw mnie łapie, wkurwia wszystko i wszyscy, jakaś niespołeczna jestem. No, ale kilka razy było o co się wnerwić. Nie przeszkadzają mi wcale stragany ze zniczami co krok, gdzieś te znicza przecież trzeba kupić. Wielu ludzi "dorabiało" sobie graniem na flecie czy trąbce. Lubię to, grają spokojną, nostalgiczną muzykę, która się niesie między grobami, tworzy klimat zadumy. Ale, do jasnej cholery, co tam robił mim!? Serio! Stał na ścieżce między grobami, na stołku, który miał cokół udawać, bo ten mim miał pomnik udawać. Wymalował się srebrną farbą i "ożywał" jak ktoś go mijał. Noż kurwa! Nie wytrzymaliśmy i zapytaliśmy czy mu się wydaje, że jest na festynie? I może jeszcze powinien baloniki zaplątane w pieski rozdawać, żeby ludzie mogli je wetknąć w groby swoich dzieci? Myślałam, że już nic mnie bardziej tego dnia z równowagi nie wyprowadzi, dopóki nie natknęliśmy się na jakąś msze plenerową, czy coś w tym stylu. Musieliśmy się przedrzeć przez środek tłumu, bo nam na drodze stali. I nagle ksiądz mówi:" Módlmy się za wszystkie ofiary zapłodnienia invitro, niech dobry Bóg wybaczy im ten grzech w Niebie". Agacie wyrwało się "że co?", mi, niestety:"o kurwa". Uciekałyśmy gonione przez zakonnicę, która chciała nas zdzielić różańcem. Bez kitu, wypisuję się z tego kościoła! Banda zakłamanych ciemniaków.

W domu okazało się, że nie mamy co jeść, bo nam skisł rosół. Może to jest tak, jak z ciastem, że nie robi się go w czasie okresu, bo zakalec wyjdzie, a rosołu nie robi się nocą po pijaku? Dzieci zjadły jajko i kanapki, my zjedliśmy piwo. Dzieci poszły na noc do babci, my wypiliśmy kolejne.
Szykując dziewczynki do wyjścia, mówię:
- Gabuś, proszę nie zadręczaj babci ciągłym gadaniem.
- To po co ja mam tam iść?
A w sumie, nic babci nie będzie.
Laski spisały się na medal. Iga przespała całą noc, ładnie jadła (to akurat żadna nowość) i tylko jednego guza sobie nabiła. Gaba chyba jednak babcię zadręczała, bo ta wpadła na świetny plan. Sprowadziła córkę sąsiadów, zamknęła je w pokoju i kazała się bawić. Tylko czasem coś do jedzenia donosiła. Pomysł okazał się genialny, Gabka była zachwycona i do domu wróciła dopiero dzisiaj. Szkoda, że z Igą to nie przeszło, ale i tak jest dobrze. Jak wychodziłyśmy mama powiedziała żebym zostawiła u niej łóżeczko turystyczne "na następny raz"!!!! Czyli, że będą następne razy?? Dzieci na noc u babci?? Od dzisiaj "następny raz" to moje ulubione słowa, takie co dają nadzieję i siły do życia;)

Gdy Chaos i Zniszczenie władały życiem babci, naszym, po raz kolejny zawładnął alkohol. I gdy zaczęłyśmy już bełkotać, że "tu mnie ostatnio coś boli", "a mi się zrobiło tutaj takie coś", że "moje życie jest takie bez sensu" i że "tak bardzo cię kocham" i gdy kogut sąsiadów zaczął piać na pobudkę (bo sąsiedzi w domku koło nas mają koguta i pawia też, ale mniejsza z tym) uznałyśmy, że pora spać.

I trochę się cieszę, że ten weekend się kończy. 
Nie tak łatwo znaleźć dawcę wątroby.

A podsumowanie tych kilku dni jest takie:
- już tęsknię za kolejnym spotkaniem,
- jestem za stara na takie maratony:)

4 komentarze:

  1. Też mam taką kuzynkę. W dzieciństwie się nie znosiłyśmy. Och jak my się nie znosiłyśmy... Ale rodzice notorycznie organizowali nam wspólne wakacje, ferie itd. Chcąc nie chcąc musiałyśmy zacząć się tolerować. W końcu się zaprzyjaźniłyśmy. I tak już zostało.
    Kiedy my ostatni raz razem piłyśmy? Czerwiec 2011? Kiedy jeszcze nie wiedziała, że jest w ciąży. Bo w lipcu wiedziałyśmy już obie. Taka to przyjaźń, że w ramach solidarności razem tyłyśmy. I urodziłyśmy w tym samym miesiącu ;-) A potem to już każda ciągle kogoś karmi. Ja swojego Pierworodnego, ona dorobiła się już drugiego dziecka. I tak już prawie 2 i pół roku chodzimy takie trzeźwiuteńkie, ech. Taka to jest przyjaźń, że nawet nie pijemy razem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie irytują stoiska z cukierkami haribo, krówkami i grill na cmentarzu

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj czuje że ta ..wódka mnie nie ominie....:)))

    OdpowiedzUsuń