wtorek, 5 listopada 2013

Dwa miesiące.


 

Śniły mi się myszy na snowboardzie. To znak, że trzeba zbastować z piciem:)

Ale ja nie o tym.

Mój bloguś kończy dziś dwa miesiące. Niby nie ma się czym podniecać, żaden wyczyn i to nawet nie są magiczne trzy miechy jak przy małych dzieciach, ale mam już pewne wnioski i spostrzeżenia.

Po pierwsze, kocham odkrywać nowe blogi, Wasze życia, myśli, opinie i dzieci. Niektóre mnie nie pochłonęły, nie moja bajka i już. Inne poczytam raz na jakiś czas, jeszcze inne są tak smutne, że muszę je sobie dawkować, bo potem ryczę pół nocy. I burdel w głowie mi robią. Jest kilka, do których więcej nie wracam, bo wkurwia mnie jak mi ktoś mówi, że tylko myśląc to co on nie jestem skończonym kretynem. Fajnie poznać czyjąś opinie na różne tematy, czasem poczytać o czymś zupełnie nowym, o czym się wcześniej nie miało pojęcia, ale monopol na rację, to yy. Jest jeszcze kilka blogów, które mnie do szału doprowadzają. Dowiaduję się z nich, że wszyscy jesteśmy debilami, bo chodzimy do pracy, jak jebane, tępe mrówki, rodzimy dzieci i to jest głupota i nieodpowiedzialność, chodzimy na zakupy, oglądamy telewizję, obchodzimy święta, itd. Nie chcę mi się tego czytać i wkurzać niepotrzebnie, ale czasem się zastanawiam jak, w takim razie żyją ci, co tak jadem plują na pozostałych maluczkich?
E, mniejsza z tym. Większość z piszących jest fajna, zabawna, ma wady, zalety, nałogi, traci cierpliwość do męża i dzieci, jest na diecie/próbuje przytyć, ma doły i chwile radości. Kurcze, to tak jak ja. I to jest super!

Po drugie, to pewnie kilka razy zrobiłam/napisałam/nie napisałam czegoś, co uszło za faux pas. Sorki, uczę się dopiero praw rządzącym blogosferą:) Żałuję np. tego, że odmówiłam kiedyś zabawy w nominacje i odpowiedzi na pytania. Już teraz chcę się w to bawić, więc jakby ktoś, to ja ten. No wiecie:)

A po trzecie, to zupełnie tego mojego bloga nie przemyślałam. I teraz nie wiem co zrobić. Głupia byłam, że już pierwszy wpis na fejsa wrzuciłam. Teraz za dużo ludzi wie, że GIMolka, to ja. Spotykam w sklepie koleżankę, a ona mówi swojej, z którą stoi w kolejce:" To jest ta Marta, co ci jej bloga podesłałam ostatnio". No i jak się zachować? Do zdjęcia się ustawić czy spuścić głowę? Jak obciachałam Idze tą nieszczęsną grzywkę, zaczepiła mnie na placu zabaw dziewczyna, z którą kiwamy sobie głową jak się mijamy i tyle, bo to koleżanka mojej koleżanki, a ja nawet nie znam jej imienia. I ona się śmiała i chciała zobaczyć czy faktycznie jest tak fatalnie. No i mi teraz głupio trochę. Nie widzę za bardzo możliwości pisania o czymś osobistym, jakieś doły swoje opisać albo wkurwa na męża czy siostrę (oczywiście czytają). Jak to miał być pamiętnik, to dałam dupy. I tak sobie myślę, że albo zrezygnuję z tego bloga i zacznę od początku pod innym pseudonimem, albo ten blog zostanie jak jest, a ja drugiego, sekretnego zacznę i tak na dwa będę działać. Jest jeszcze jedno wyjście, ale jak znam siebie, niewykonalne. Kupię sobie zwykły pamiętnik, jak w podstawówce i w liceum i tam będę pisać. Widziałam taki słitaśny, różowy w brokatowe serduszka i miał kłódkę:)) Ta, jasne! Już to widzę jak piszę wieczorem, a potem chowam go pod poduszkę, zwłaszcza, że od pisania ręcznego tak odwykłam, że jak piszę dla męża listę zakupów, to mi się ręka trzęsie. Jak dodać do tego demolkę jaką dzieci robią w chacie i to, że żadne miejsce nie będzie bezpieczne dla moich sekretów, to chyba rezygnuję, zanim zacznę:)
Muszę to przemyśleć, bo serio, czasem aż wyć mi chce, jak gorszy dzień mam albo myśl niepopularną i ryzykowną i wyrzygać się na własnym blogu krępuję. Głupio tak napisać coś o kimś, kto to potem przeczyta i się obrazi, albo opisywać coś intymnego, wiedząc, że na wpół obcy ludzie się o tym dowiedzą. Zupełnie obcy to jednak jakoś inaczej. A może olać i w dupie mieć, niech se czytają, obrażają, w końcu to moje miejsce??
No i co ja mam zrobić?? He?

Jakbym jednak postanowiła ciągnąć to dalej to wymyśliłam, że jak mi 10 000 wejść stuknie, to fanpage sobie założę na facebooku. Wtedy polubię Wasze blogi i zacznę się tam udzielać jako GIMolka. I będę tam zdjęcia wrzucać i duperele, z których porządny wpis nie chcę wyjść:)

O ile tu zostanę....

11 komentarzy:

  1. KObito....to była najlepsza decyzja życia...A co do "sławy"...zawsze możesz dać ..autograf...a zdjęcie to normalnie "must have"...
    Ale ja tak się mądruje, bo nie mam konta na fejszbuku..hehehe
    Nie, no myśle, że z czasem się oswoisz..,zawsze możesz napisać w ps."Mam bloga i...nie zawaham się go użyć"... U mnie przynajmniej na małża ...działa...hihihi

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki:) Pomysł z ps. dobry, kupuję:) A koleżanki na fb już mi groziły, że dopadną, uduszą, itp., więc póki co chyba nie mam wyjścia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudna sytuacja, fakt. Ja długo nie zdradzałam nazwy swojego blogu znajomym. Dopiero, gdy przybrał jakąś konkretną formę, której na samym początku wcale nie planowałam, i stwierdziłam, że w sumie jest niegroźny dla otoczenia, zgodziłam się na to by kilka znajomych osób czytało. Moi rodzice, teściowie, brat męża nie wiedzą nawet, że piszę. Niedawno okazało się, że Ojciec Pierworodnego rozpowszechnił mój blog wśród naszych znajomych, o których nigdy nie myślałam, że mogliby to czytać. Najpierw się wkurzyłam, zareagowałam ostro, ale potem przyszła refleksja, że to przecież on z nimi pracuje i częściej się spotyka, a na blogu najwięcej obrywa się właśnie Ojcu Pierworodnego, więc w sumie to jego problem, nie mój. Skoro jemu to nie przeszkadza to niech koledzy czytają.
    Stałym hasłem u nas w domu jest: "bo Cię na blogu opiszę!" (to ja) albo "Synek, bądź grzeczny, mama bloga będzie pisać" (to mąż). A to najświeższe - Ojciec z dzieckiem książeczkę, no powiedzmy, że czyta: "A to jest Synu komputer, ale to już Ci mamusia wytłumaczy co się z tym robi. Można np. pisać takie różne rzeczy..." i patrzy wymownie w moją stronę ;-)
    Ale u mnie formuła jest inna, choć o teściach i szwagrze zdarzyło mi się trochę ostrzej. Gdybym była na Twoim miejscu lub gdybym miała potrzebę ulżenia sobie na piśmie poprzez objechanie bliskich to nie wiem czy nie przeniosłabym się w inne miejsce. Z drugiej strony dla chcącego nic trudnego i jak ktoś się odrobinę wysili to i to nowe miejsce znajdzie. Chyba pozostaje już tylko cenzurka. Bo przestawać pisać to ja Ci kategorycznie zabraniam!

    A panie wymienione w poście serdecznie pozdrawiamy i może też zapraszamy do dyskusji? Blogować czy nie blogować? Oto jest pytanie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestli w istocie szlachetniejszą rzeczą
      Znosić pociski zawistnego losu
      Czy też, stawiwszy czoło morzu nędzy,
      Przez opór wybrnąć z niego?

      ...no to chyba blogować...:)))

      Usuń
    2. To żeś mi pojechała... ;-)

      blogować!

      Usuń
  4. jaki by nie był twój stosunek do innych blogów, postuluję o dodanie opcji obserwowania, bo mi się nowe posty nie uaktualniają i wziąć jestem w plecy

    OdpowiedzUsuń
  5. No z chęcią, tylko jak?:) Mówisz o tym gadżecie "obserwuj bloga przez pocztę" czy o czymś innym? Help:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nieeee, opcja "obserwatorzy"
      możesz trafić na "obserwatorzy google+", ale to dla tych, którzy z tego korzystają, czyli niewielu - google na siłę wciska ludziom tę opcję, aby stworzyć coś na miarę facebooka z naciskiem na przyszłe zyski z reklam. ani to wygodne, ani przydatne, ani przejrzyste - ot, dodatkowy pożeracz czasu

      Usuń
  6. Google+ usunęłam, bo mnie też wkurzał. Wstawiłam "obserwatorzy". O to chodziło? Jak to działa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaaap, o to. Będę miała teraz w bloggerze wyświetlane prosty zgodnie z datą (i godziną) publikacji. Bardzo przydatna funkcja.

      Usuń
    2. Bo, ja gamoń, myślałam, że o. google+ i obserwatorzy, jak widziałam u innych to, to samo:)

      Usuń