piątek, 6 grudnia 2013

Łoś.

 

Gabrysia jest już w domu. Zrobili jej mnóstwo badań i wychodzi na to, że jest dobrze. To znaczy nie jest, wciąż nie wiemy o co chodzi, ale serce jest zdrowe. Ulżyło mi, wracamy do codzienności. Gabi układa puzzle, które przyniósł Mikołaj, Iga wszystko jej psuje, obie są umorusane czekoladą, a ja mam wrażenie, że poprzednie dni się nie wydarzyły. Ale przecież urodziła się Zosia! Jeszcze jej nie widziałam, nie miałam kiedy jej odwiedzić, poza tym boję się, że przywlokę jakiegoś wirusa ze szpitala, w którym leżała Gabi. Oglądam zdjęcia i podsłuchuję ją przez telefon. O trzydniowym dzieciaczku ciężko coś powiedzieć, więc dzisiaj oberwie się jego mamie:)

Ola zwana Łosiem, lub Łoś zwany Olą. Młodsza siostra. Totalne przeciwieństwo mnie. Fizycznie i psychicznie. Ona introwertyczna chudzina, ja - wręcz przeciwnie. W dzieciństwie nie byłyśmy traktowane "po równo". Odkąd mam dwoje dzieci nie mam z tym problemu. Zaczynam rozumieć, że rodzice po prostu nie mieli wyjścia. Ola nigdy o sobie nie mówiła, miała problemy z nauką, pakowała się w różne problemy. Ja, gadającą bez przerwy dobra uczennica. Zwyczajnie musieli poświęcać jej więcej uwagi. Ola do perfekcji opanowała sztukę manipulacji, robiła miny kota ze Shreka, płakała jak postaci z Mangi, obiecywała, błagała...i zawsze wszystko jej uchodziło płazem. Ja wolałam się stawiać, pyskować, wykłócać. Nic dziwnego, że siostra, w przeciwieństwie do mnie, nie zaznała ojcowego pasa. Wiedziała, że jej wszystko zostanie wybaczone i często brała winę na siebie, tylko po to żeby mi się nie oberwało. Nigdy jej o to nie prosiłam, tym bardziej jestem za to wdzięczna. Kiedyś cała moja klasa poszła na wagary, skończyło się imprezą w moim mieszkaniu. Ktoś stłukł ulubiony wazon mojej mamy. Bałam się, że się wyda, że nie byłam w szkole, że impreza, że wazon, że moja wina. Jak tylko mama weszła do domu, dziewięcioletnia Ola odegrała scenę wartą Oskara. Przepraszała, że nie chciała, "mamusiu nie gniewaj się na mnie, to było niechcący". I wyła tak, że aż mama się przestraszyła, że się dziecko udusi. Tuliła, przekonywała, że to tylko głupi wazon, żeby już nie płakała. Siostra się uspokoiła, mama poszła się w końcu rozebrać. Stałam w wybałuszonymi oczami, szczęką na podłodze i nie miałam pojęcia co się właśnie wydarzyło. Olka puściła do mnie oko i jak gdyby nigdy nic wróciła do swoich spraw!
Mimo wielu kłótni i niezgodności charakterów nigdy nie kablowałyśmy na siebie rodzicom, siostrzana lojalność zawsze była podstawą naszego związku:)

Przez to, że była młodsza, a rodzice pracowali ja musiałam się nią zajmować. Ubierać, czesać, odbierać z przedszkola, zabierać ze sobą na podwórko. Chyba przez to uzurpuję sobie teraz prawo do wtrącania się w jej decyzje, słowa i myśli. To dobry moment żeby z tym skończyć, to dorosła kobieta, ma męża, a od trzech dni dziecko. Muszę jej odpuścić, przeciąć pępowinę:)
Ale jeszcze nie teraz! Teraz nadszedł moment długo wyczekiwanej zemsty!! W końcu wykorzystam, przez lata ćwiczone: Co ty nie powiesz? i A nie mówiłam? Za te wszystkie:
"Już nie przesadzaj, że jesteś taka niewyspana."
"Jak to nie miałaś kiedy umyć włosów?"
"Nie pozwól dzieciom bałaganić i tyle!"
"Wszystko jest kwestią dobrej organizacji i dyscypliny."

O tak, nadszedł MÓJ czas!:) Będę się spokojnie przyglądać i czasem zapytam:
- Nie wyspałaś się? Jak to nie ogarniasz? Co z tą organizacją?
Oj tam, oj tam. Że wredna jestem? I co z tego?

Zapowiada się, że Ola będzie dużo płakać, jak ja. Dobrze jej tak! To kara za to, że brała ślub gdy ja jeszcze w połogu byłam. I baaardzo często ryczałam. A ona co? W tej sukni jak z bajki przed kościołem mi się pokazała! No i się pobeczałam. Potem tak szła, z tym swoim przyszłym mężem wśród kwiatów, ktoś śpiewał Ave Maria, Gabrysia przed nimi z obrączkami na poduszeczce. Mój szloch zagłuszał wszystko. Nie mogłam przestać. I ten ich pierwszy taniec, tak się przytulali. A mi oczy ciekły i ciekły. Dwóch kamerzystów zwietrzyło wariatkę-histeryczkę i nie dawali mi spokoju. Łazili za mną i podpuszczali.
- Niech Pani coś powie siostrze, tak żeby na starość, gdy będzie siedzieć przy kominku, otoczona gromadką wnuków miała co wspominać.
Kurwa, bardzo śmieszne! Ryczałam do tej kamery jak durna, z szeroko otwartymi oczami, żeby mi się tusz nie rozmazał! Do dzisiaj nie widziałam filmu z wesela, za bardzo się wstydzę. Za karę będę jej pokazywać małe, puchate kotki, opowiadać historie "wyciskacze łez" i też ją nagram!

Ale najpierw jej pomogę, najlepiej jak umiem. Bez osądów i pouczeń. Jak dam radę:) Bo coś mi mówi, że jej się ta pomoc bardzo przyda.
Kilka godzin po porodzie zadzwoniła....a jak! Z płaczem.
- Ja chyba będę złą Matką.
- Oo, a czemu tak myślisz?
- Bo się jakoś z wielkiej miłości do dziecka nie posrałam! Patrzę na nią i  nie ogarniam, że to się dzieje naprawdę.
- Olcia, to normalne, potrzebujesz trochę czasu, żeby się oswoić. Ola? Ola? Jesteś?
- Chlip, chlip, buuuu, jestem....

Dzień później:
- Hej Ola, czemu płaczesz?
- Bo Zosia długo płakała.....i ja nie wiedziałam co robić.....i jedyne co mi przyszło do głowy, to też się popłakać.

O jeee! Istnieje sprawiedliwość na tym świecie!:)


3 komentarze:

  1. Moja młodsza siostra urodziała syna w tym samym roku co ja córe..Tylko jest między nimi 9 mcy różnicy..Ona rodziła, a Ja...zachodziałm, hehe...
    Radzi sobie całkiem dobrze...ale Ona rzadko przyzna się do słabości...Aż załowałam ze do mnie nie dzwoni, nie pyta (jest chrzestną mojego 8letniego Syna)...widocznie nasze relacje nie są takie bliskie...
    Ps. Super, że Gabryśka juz w domu !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja zawsze żałowałam tego bycia jedynaczką... Właśnie takich sióstr jak Wy było mi trzeba!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle. Uśmiałam się, wzruszyłam, potem znów uśmiałam...Będzie się tam u Was działo chyba ;)

    OdpowiedzUsuń