środa, 27 listopada 2013

Przepisy kulinarne ;)

 

Tytuł ma na celu zmylenie mojego męża:)
Lata temu, na wieczorze panieńskim mojej kuzynki zatańczył bardzo przystojny i bardzo roznegliżowany młody mężczyzna. Koleżanki wszystko nagrały i podarowały kuzynce płytę na pamiątkę. Z obawy, że przyszły mąż to obejrzy, przebiegłe babsko podpisało ją "Przepisy kulinarne". W ten sposób płyta, ciesząc się zerowym zainteresowaniem ze strony samca, przeleżała na jego(!) biurku kilka lat. Kradnę pomysł licząc, że mój mąż nie przeczyta tego posta:)

Na dzieci już się wkurzałam i mam ochotę tym razem zjechać ślubnego, ale się boję. Po pierwsze, mam chwilowo chorobę wściekłych krów, zwaną też PMS, więc mogę nie być obiektywna, a po drugie, mąż ma tę przewagę nad dziewczynkami, że umie czytać i to On trzyma kasę w naszym domu.
Zaryzykuję, ale jakbym nagle zniknęła na dłużej, będzie to znaczyło, że dostałam szlaban na komputer, albo właśnie wyprowadzam się do mamusi.

Kobiety to idiotki, a Bóg jest mężczyzną!
Jakby był kobietą nie faszerowałby nas pojebanymi hormonami i wiarą, że po ślubie ON się zmieni. Noszę tą wiarę w sobie od dziesięciu lat. Mówiłam, idiotka.
Przez pierwsze trzy miesiące znajomości Mario nie odezwał się ani słowem. Mój tępy, zauroczony mózg tłumaczył to sobie tym, że pewnie powaliła Go moja niesamowita inteligencja i poczucie humoru, że zwyczajnie chłonie każde moje słowo i dlatego milczy jak zaklęty. Albo, że zatopił się w bezmiarze moich oczu i woli ten błękit kontemplować niż tracić cenne chwile na gadanie. Dziś już tak w oczy nie patrzy i nadal niewiele mówi. Chociaż jest pewien sukces - mówi "cześć" mojej siostrze! Gdzie brawa?? I słucha jakby mniej, albo i wcale. Nie rozumie zupełnie o co mi chodzi.
- Nadal Cię kocham, przecież wyrzucam śmieci. No tak, na chuj mi kwiaty, grunt, że ze śmietnika nie wali!
Mąż twierdzi, że rozmawiając traci się cenny czas, który można by przeznaczyć na seks, albo przejrzenie Joe Monstera.

Nasze dialogi, lub raczej moje monologi, wyglądają tak:
- Dzwoniła twoja mama, zaprasza na obiad w niedzielę.
- No.
- Przyjedzie babcia i twoja ciocia.
- No.
- Mamy być na 14.
- No.
- Będą cyrkowe zwierzęta i akrobaci.
- No.

A jak czasem zdarzy mu się coś więcej niż "no", to i tak się nie możemy dogadać. Ja jestem modelową wenusjanką, Mariusz jest z Marsa, lub tak ogólnie, z Kosmosu.

- Mario, pamiętasz K? Kiedyś się kumplowałyśmy?
- Nie, chyba nie.
- Taka ruda, synka miała i psa.
- Nie pamiętam, co z nią?
- Już nic! Jak możesz jej nie pamiętać!

Analogicznie:

- Marta, wiesz który to sąsiad X?
- Nie wiem.
- Taki, co Oplem jeździ.
- Nadal nie wiem.
- Jak możesz nie wiedzieć? Ten, co felgi ostatnio wymienił. Z resztą, nie ważne!

I weź się z chłopem dogadaj! Grrr.

Podejrzewam, że jest homofobem, albo nawet kryptogejem. Nie wiem skąd ta trauma, ministrantem nigdy nie był, nikt Go nie molestował. Potwornie się boi wszelkich nie-męskich zachowań. Jak go poproszę żeby mi plecy kremem posmarował krzywi się, sapie i zaraz potem leci do łazienki szorować ręce. Najlepiej szarym mydłem i szczotką ryżową, żeby mu, broń Boże, nie zmiękły. Kiedyś chciałam go nauczyć robić warkocza, żeby Gaba jakoś w szkole wyglądała, ale usłyszałam, że chyba mnie pogięło i powinnam się cieszyć, że kitkę umie zrobić. Jego awersja do wszystkiego co dziewczyńskie jest niepojęta. Różowego plecaka córce nie poniesie, bo obciach, lalki Barbie w rękę nie weźmie, woli ją kopnąć na miejsce, nie pośpiewa z nami "Fasolek", bo woli Black Sabbath. Za karę chyba mu się dwie córki trafiły. Już się nie mogę doczekać, jak się biedak będzie męczył, gdy obie zaczną się na randki szykować:)

A propos szykowania. Wkurw przeokrutny mnie bierze jak mamy wyjść z domu. Nawet nie mówię o tym, że zawsze jest ta sama śpiewka, jak z małym chłopcem.
- Mogę iść tak ubrany?
- Wolałabym, żebyś założył koszulę.
- A co jest złego w tej koszulce?
- W sumie nic, ale na Wigilię nie wypada iść w T-shircie w Bobem Marley'em.
- Jezu, zawsze się czepiasz!
Aaaaaa!!!!

Mniejsza o garderobę, o podział obowiązków chodzi. Zaczynamy się zbierać do wyjścia. Księciunio zamyka się w łazience. Ja w tym czasie karmię, przewijam, ubieram Igę, czeszę Gabę, pomagam założyć rajstopy, prasuję bluzki, pakuję torbę z pieluchami, mlekiem, ubraniami "na zmianę". Robię makijaż, tłumaczę Idze, że szminek się nie je, myję jej buzię, przebieram w czyste ciuchy, kończę się malować i ubierać. Daję piciu, szukam butów, znowu przewijam. Co robi w tym czasie Pan i Władca? Siedzi na tronie, zamiast berła dzierży w dłoni ulotki z Tesco i pracuje nad wyhodowaniem hemoroidów. Następnie bierze gorący, relaksujący prysznic, koniecznie długi! Wychodzi z łazienki, taki pachnący i świeżutki, ubiera się, staje przy drzwiach i tupiąc nogą zaczyna swoją tyradę na temat: "jak to baby szykują sie godzinami i nigdy nie mogą zdążyć na czas".
Przysięgam, kiedyś Go zamorduję, a jeśli Wysoki Sąd okaże się kobietą na pewno zostanę uniewinniona!

I jeszcze sapie. Jak byk, wypuszcza powietrze nosem gdy jest wkurwiony. Jak On sapnie, ja się zaczynam gotować. Nienawidzę tego!! Powodów sapania też! Wielkie mi halo, że kubek stoi na parapecie. Stoi i już. Niee, trzeba go teatralnie, przed sobą nieść do kuchni, pierdyknąć do zlewu i  posapać. Albo, że zużyta torebka z herbatą leży w zlewie. Sama ją tam położyłam, to leży! Nie schylam się do śmietnika, bo mnie plecy bolą, albo tak po prostu, bo nie! Weźmie tą cholerną torebką i gdyby się dało, z głośnym bum wrzuciłby ją do śmietnika, a że torebeczka mała i miękka, hałasu nie zrobi, to drzwiczkami szafki chociaż sobie trzaśnie! Czy ja też tak robię? Nie. Mogłabym, ale nie robię. Żeby atmosfery duperelami nie psuć. Nie wypominam, że zawsze, zawsze, zawsze zostawia piankę do golenia na zlewie zamiast ją do szafki schować. Ja ją chowam, bez awantur i oczekiwania na oklaski. I choć rzadko mu się to zdarza, ale jednak, bez słowa zbieram kulki ze skarpet z całego mieszkania, którymi mój ślubny znaczy teren. I nie sapię!

Ufff, trochę sobie jednak posapałam i mi lepiej. Chociaż, jest jeszcze sporo zachowań i cech, o których warto by wspomnieć, ale...no wiecie, zima idzie, nie chcę spać na gazetach pod dworcem:)

Jeśli, mój Kochany, chciałeś poznać jakieś przepisy to wiedz, że Cię kocham. I nie zabieraj mi laptopa, bo będę płakać.


....Jesteś lekiem na całe zło,
I nadzieją na przyszły rok.
Jesteś alfą, omegą, hymnem, kolędą,
Oto cały Ty, nienazwany Ty...

(K. Prońko)




5 komentarzy:

  1. Czasami trzeba sobie posapać.
    Nnie od parady mówi sie o ...monologach małżeńskich, hehe

    OdpowiedzUsuń
  2. no tak torebka od herbaty... skąd ja to znam :) "kiedy ty się w końcu nauczysz wyrzucać torebkę z kubka?" z ogromnym wyrzutem jak bym co najmniej poplamiła ściany sokiem z buraków :) skarpetki w całym domu to chyba standard plus zostawione efekty golenia w zlewie. ja też nie sapię ;) no ale oni już tak chyba mają... pozdrawiam&popieram niech nie zabiera laptopa, bo ubarwiasz mi dzień swoimi wpisami :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odważna jesteś, asekuracyjna, ale odważna! Mój by się obraził na tydzień. A wypominał przez pół roku. Ale u Ciebie to ja sobie mogę pisać ;-)
    Z tymi kremami to u nas jest hit. Bo ja mu każę się smarować a ten wiecznie marudzi, że nie musi, od 9 lat tak marudzi. Ale czasem posmaruje. I wtedy siedzi i czeka sztywno aż się wchłonie. Jak mu dłonie posmaruję kremem, bo dużo fizycznej pracy wykonuje i ma strasznie zniszczone, to siedzi z rękoma w górze, bo nie można według niego niczego dotknąć. A jak zimą, wręcz siłą, posmaruję mu spękane usta pomadką ochronną to milczy, bo przecież z pomadką mówić nie można.

    Ty mówisz, że Twój mąż za karę dostał dwie córki. Mój chyba w ramach jakiejś nagrody, nie wiadomo za co, został przez los obdarowany synem. Był przerażony na samą myśl, że miałby być ojcem dziewczynki. Pomijając już te lalki, kucyki i warkoczyki (których też nie potrafi zrobić)... z dziewczynkami przecież trzeba rozmawiać na babskie tematy, zgroza, on najchętniej wyszedłby z pokoju na samo hasło menstruacja, z koleżankami nie mogę przy nim rozmawiać o najbardziej błahych kobiecych sprawach, bo na kilometr widać jak jest zmieszany. Z drugiej strony jestem pewna, że dziewczynkę wychowywałby na małą księżniczkę, a chłopak musi być twardy, nie miętki i nie mam pewności jak długo jeszcze Pierworodny będzie miał luzy ze względu na młody wiek.

    Panie Mariuszu, Pan się nie gniewa na żonę. Każda z nas czasem musi, inaczej się udusi ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyobraziłam sobie jak siedzi, taki biedny, nakremowany:))))

    OdpowiedzUsuń